Nie ma się więc co dziwić, że oglądający czwartkową debatę wyborcy są całkowicie zdezorientowani postawą kandydatów w kwestii imigracji i kompleksowej reformy.
To, co wiedzą, to na pewno to, że wszystkim republikańskim kandydatom kością w gardle stoi tzw. ścieżka do obywatelstwa.
Wcześniej o stanowisko w tej kwestii starł się Marco Rubio z Tedem Cruz'em, a teraz doszło do „przytyków” z Jebem Bushem. Politycy generalnie zarzucają sobie to, że kiedyś byli „za” a teraz są „przeciw”. Najpierw Bush zarzucił Rubio, że zarzekał się, iż nie pozwoli nigdy na przyjęcie ukrytej amnestii, która da obywatelstwo nielegalnym, a potem współtworzył ustawę w Senacie, która dokładnie tym była. A teraz ponownie zmienił zdanie i nie zgadza się na ścieżkę do obywatelstwa.
– Skąd te zmiany? Może pan stwierdził, że większemu elektoratowi to się spodoba – pytał Jeb Bush. Rubio nie został obojętny. Wytknął byłemu gubernatorowi Florydy, że mówi o wejściu na drogę do legalizacji pobytu i wyjściu z cienia, a w swojej książce pisał o drodze do obywatelstwa.
Nie było Trumpa, to Bush i Rubio skakali sobie do gardeł w kwestii imigrantów
Za nami kolejna debata republikańskich kandydatów do partyjnej nominacji prezydenckiej. Choć zabrakło w niej Donalda Trumpa, to nie obyło się bez słownych ataków. Jeden z najbardziej istotnych, i jednocześnie dzielących Amerykę, tematów czyli imigracja, znowu został sprowadzony do docinek i zarzutów o zmiany poglądów.