Część poszkodowanych w wypadku w Chorwacji została przetransportowana do szpitala w Zagrzebiu w sobotę (6 lipca) w godzinach porannych. Niestety, okazało się, ze personel medyczny ma problem z porozumieniem się z polskimi pacjentami. Jak się okazało, jedna z pracujących tam pielęgniarek jest córką Polki i ma męża Polaka, mówi też płynnie po polsku i chorwacku. W nocy z 5 na 6 lipca miała dyżur nocny, który miała zakończyć o 8:30 rano.
W NASZEJ GALERII MOŻESZ ZOBACZYĆ, JAK WYGLĄDA LECZENIE OFIAR WYPADKU W CHORWACJI W SZPITALU
- Gdy usłyszeliśmy, że był wypadek drogowy, wszyscy pozostaliśmy na dyżurze, bo w takich sytuacjach musimy zostać. Gdzieś około godziny 9 poszliśmy do domu, a około godziny 10 zadzwoniła do mnie przełożona pielęgniarka – mówiła portalowi Večernji list.
Speawdź: Chorwacja: Wypadek polskiego autokaru. Zdjęcia i relacje rannych: "Nie może powiedzieć ani napisać, kim jest"
Pielęgniarka wróciła do domu, jednak nie odpoczywała długo. Około 10:00 rano dostała telefon od swojej przełożonej, która prosiła, by ta wróciła na oddział. Jak się okazało, wystąpiły problemy w komunikacji z poszkodowanymi, a osoba mówiąca po polsku mogłaby pomóc zrozumieć, czego potrzebują poszkodowani. Pielęgniarka nie namyślała się długo – od razu wróciła na oddział.
- Oczywiście, natychmiast się zgodziłam. To była bardziej pomoc psychologiczna. Kiedy człowiek przebywa za granicą, czuje się lepiej, słysząc swój własny język – stwierdziła.
Pielęgniarka zapewniła ofiary wypadku, że są pod dobrą opieką, nad wszystkim czuwają specjaliści i nie ma powodów do zmartwień. To niesamowite, że wróciła dla nich po całonocnym dyżurze. Do tego zgodziła się być dla nich wsparciem w tych trudnych chwilach w obcym kraju, co niewątpliwie jest równie ważne, jak pomoc medyczna.