Olaf Scholz powiedział, że Niemcy nie wyślą żołnierzy na Ukrainę ani nie przekażą jej pocisków dalekiego zasięgu
Na początku wojny na Ukrainie pomysł wysłania tam wojsk zachodnich wydawał się całkowicie nierealny, ale w lutym tego roku prezydent Francji Emmanuel Macron jako pierwszy stwierdził, że wcale tego nie wyklucza. Słowa te odbiły się szerokim echem na całym świecie. Teraz do tematu odniósł się kanclerz Niemiec. Olaf Scholz mówił w Bundestagu na temat wojny na Ukrainie, pomysłów wysyłania tam europejskich wojsk oraz przekazywania ukraińskiej armii pocisków dalekiego zasięgu przez USA i Wielką Brytanię. Kanclerz powiedział wprost, czy jego kraj bierze pod uwagę posłanie swoich żołnierzy na Ukrainę i dołączenie do Waszyngtonu i Londynu, które pozwoliły Kijowowi na ataki na Rosję swoimi pociskami dalekiego zasięgu. Stwierdził, że nie planuje ani jednego, ani drugiego, przy czym dotychczasowa niemiecka pomoc dla Kijowa zostanie utrzymana. "Dlatego nie dostarczymy pocisków manewrujących, które są bronią dalekiego zasięgu, zdolną do osiągania celów (położonych) głęboko na terytorium Rosji. Z pewnością nie wyślemy też na wojnę niemieckich żołnierzy. Nie ze mną, dopóki jestem kanclerzem" – powiedział Scholz.
Bundestag nie dał Scholzowi wotum zaufania. W lutym przedterminowe wybory parlamentarne w Niemczech
Tymczasem jego słowa krótko potem nieco straciły na znaczeniu. Parlament niemiecki w głosowaniu nie udzielił Olafowi Scholzowi wotum zaufania, co otwiera drogę do przedterminowych lutowych wyborów w Niemczech. 349 deputowanych odrzuciło wniosek o wotum zaufania, a 207 poparło kanclerza, 116 wstrzymało się od głosu. Koalicja rządowa SPD, Zielonych i FDP utraciła większość w Bundestagu po dymisjiministra finansów Christiana Lindnera z FDP. Rząd Scholza jest obecnie mniejszościowy, a nowy parlament musi zostać utworzony najpóźniej 30 dni po wyborach. Scholz złożył już do prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera wniosek o rozwiązanie Bundestagu. Prezydent ma czas na podjęcie decyzj w tej sprawie do 6 stycznia.