Na jednym z niemieckich portali ukazał się wywiad z lewackim bojówkarzem, który z towarzyszami najechał naszą stolicę. Niejaki Nils żali się w nim, że już od samej granicy biedni Niemcy byli nękani przez polską policję i trzykrotnie zatrzymywani do kontroli.
- Po przyjeździe do Warszawy piliśmy kawę w kawiarni, chwilę potem siedzieliśmy już za kratami - biadoli i oskarża polską policję. Według bojówkarza, areszt był przepełniony, aresztowani mieli problemy z wyjściem do toalety, a przesłuchania trwały za długo. Policjanci mieli też zastraszać niemieckich lewaków, a nawet ich bić!
- Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Dlaczego takich zarzutów nie wysuwali przed sądem i dlaczego w takim razie zasłaniali twarze, skoro są niewinni? - odpiera zarzuty mł. insp. Maciej Karczyński z warszawskiej policji.
Na wylewaniu krokodylich łez się chyba nie skończy. Wygląda na to, że bandyci będą się domagać... odszkodowania od Polski za bezprawne aresztowanie. - Wynajęliśmy prawnika, który będzie reprezentował wszystkich zatrzymanych w Warszawie - ujawnia Nils.
Głupie wymysły niemieckich bojówkarzy:
l Ciągłe kontrole prowadzone przez polską policję
l Niesłuszne aresztowanie, przecież chcieli tylko pokojowo demonstrować
l Grożenie i bicie przez policję
l Ciasne cele bez klimatyzacji
l Ślamazarne procedury i przesłuchania
l Trudności z wysikaniem się w areszcie
l Szykany ze strony polskiej prasy