Niemiecki historyk porównuje katastrofę, w której zginął Jewgienij Prigożyn do katastrofy smoleńskiej. Są pewne podobieństwa
Jewgienij Prigożyn był wśród ofiar katastrofy samolotu, do której doszło 23 sierpnia, potwierdziły to badania DNA - ogłosili wczoraj rosyjscy śledczy. Mimo to wokół tego wydarzenia powstaje mnóstwo innych spekulacji. To zrozumiałe - w 2019 roku już raz oficjalnie ogłoszono śmierć szefa Grupy Wagnera, a potem Prigożyn nagle pojawił się żywy. Ponadto trudno przecież bezgranicznie ufać kontrolowanym przez Putina instytucjom. "Cały świat dobrze wie - i ma wiedzieć - że człowiek stojący za zabójstwem Prigożyna i kierownictwa Grupy Wagnera, nie wspominając członków załogi, to ten sam człowiek, który wydał zgodę, na przykład, na zatrucie w Wielkiej Brytanii Aleksandra Litwinienki i Siergieja Skripala" - napisał wprost były brytyjski premier Boris Johnson na łamach Daily Mail. Teoria o zamachu na zlecenie Putina wydaje się mieć sens. Może też wywoływać pewne skojarzenia u Polaków. Bo po katastrofie smoleńskiej z 2010 roku pojawiały się przecież teorie spiskowe, które głosiły, że nie była ona wypadkiem, a zamachem zleconym przez Rosję. Teorie te wówczas wydawały się całkowicie fantastyczne, ale czy w kontekście późniejszych działań Rosji mogły stać się bardziej prawdopodobne? Kwestię tę poruszył na łamach niemieckiego dziennika Welt istoryk Berthold Seewald. "Incydent ten prowokuje porównania z podobnymi katastrofami, w których zginęli wybitni politycy lub wojskowi" - stwierdza naukowiec. Nie pisze, że katastrofa z 2010 roku była zamachem na zlecenie Putina, wspomina tylko o analogiach i zastanawia się, czy Smoleńsk mógł jakoś Putina zainspirować. "Rosyjski prezydent Władimir Putin mógł zobaczyć, jakie skutki może mieć katastrofa samolotu z Prigożynem już w 2010 roku, kiedy pod Smoleńskiem rozbił się samolot, na którego pokładzie znajdował się polski prezydent Lech Kaczyński wraz z żoną i parlamentarzystami, przedstawicielami rządu i dowódcami wojskowymi”.
"Jest jedna mało prawdopodobne, aby polityka Putina jako głowy państwa, była właściwa do rozwiania w Polsce spekulacji, że rosyjskie służby miały swój udział w katastrofie"
Dalej historyk pisze tak: „Putin był wówczas premierem. Jest jednak mało prawdopodobne, aby jego polityka jako głowy państwa, była właściwa do rozwiania w Polsce spekulacji, że rosyjskie służby miały swój udział w katastrofie. Ponadto w listopadzie 2022 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nakaz aresztowania trzech rosyjskich kontrolerów ruchu lotniczego pod zarzutem 'umyślnego spowodowania' katastrofy lotniczej” – zauważył Seewald. Ponownie - nie pisze, że było to zupełnie słuszne, tylko wykazuje zrozumienie dla takich kroków. "Polską wrażliwość może uzasadniać inna katastrofa lotnicza” - pisze Berthold Seewald, mając na myśli śmierć Władysława Sikorskiego w 1943 roku. "Od tamtego czasu krążą pogłoski, że to agenci sowieckich tajnych służb uszkodzili samolot Sikorskiego, a władze brytyjskie przymykały na to oko. Stalin zlecił śmierć Sikorskiego także z uwagi na jego plany na przyszłość, bowiem polski rząd na uchodźstwie stawał na przeszkodzie komunistom w przejęciu władzy w Polsce po zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami. (…) Fakt, że brytyjskie akta nadal objęte są tajemnicą, nie pomaga w ostatecznym wyjaśnieniu" - kończy niejednoznacznie historyk.