Podstępnego zatrzymania przez władze białoruskie Ramana Pratasiewicza komentuje cały świat, wiele krajów potępiło działania władz białoruskich, a Unia Europejska zdecydowała się na kolejne sankcje. Pratasiewicz to 26-letni dziennikarz, bloger i aktywista, który leciał na pokładzie samolotu linii Ryanair w niedzielę z Aten do Wilna. Samolot został przechwycony przez białoruskie władze, gdy przelatywał nad krajem, pod pretekstem bezpieczeństwa, bo rzekomo na pokładzie miała znajdować się bomba.
PRZECZYTAJ Cichanouska leciała tym samym lotem, co Protasiewicz. Ale tydzień wcześniej
Okazało się, że po kilku godzinach do Wilna nie doleciało pięciu pasażerów. To trzech obywateli Białorusi (jednym z nich jest Pratasiewicz), jedna obywatelka Rosji - Sofia Sapega, 23-letnia studentka prawa międzynarodowego w Wilnie i dziewczyna Pratasiewicza, oraz jeden obywatel Grecji. Jak przekazała korespondentka New York Times w Brukseli, Matina Stevis-Gridneff, Grek mimo podróży do Wilna miał poprosić władze o pozostanie w Mińsku, ze względu na plany odwiedzenia swojej żony.
Po wielu godzinach od zatrzymania białoruscy politycy opozycji mówili o torturach czy karze śmierci jaka czeka dziennikarza i studentkę. W końcu prorządowy kanał na Telegramie opublikował nagranie z Pratasiewiczem, by udowodnić, że nie dzieje mu się krzywda. W nagraniu dziennikarz mówił, że współpracuje z reżimem, jest cały i zdrów. WIĘCEJ O NAGRANIU TUTAJ Białoruskie władze opublikowały też film z Sapegą. 23-latka siedzi na krześle, ma zapłakane oczy i przyznała się do ujawnienia danych osobowych funkcjonariuszy organów ścigania, co co jest przestępstwem na Białorusi. „Jestem redaktorką kanału Telegram "Czarna księga", który publikuje prywatne informacje o funkcjonariuszach spraw wewnętrznych” - mówiła w nagraniu. Jej bliscy i znajomi nie dają wiary w jej deklaracje, podobnie jak w to, o czym mówiłam sam Pratasiewicz w swoim nagraniu udostępnionym przez reżimowe kanały informacyjne. W końcu po trzech dniach głos w sprawie porwania samolotu zabrał prezydent Białorusi, Aleksander Łukaszenka. Co powiedział?
Białoruski prezydent, które zdaniem wielu obywateli Białorusi sfałszował wybory prezydenckie latem ubiegłego roku i to doprowadziło do masowych protestów w kraju, a także wyjazdami i szukaniem schronienia i azylu w innych krajach, twierdzi, że… kierował się dobrem obywateli. „Samolot został zawrócony w pobliżu białoruskiej elektrowni atomowej. A jeśliby nagle systemy bezpieczeństwa przeszły w stan pełnej gotowości bojowej?” – pytał podczas spotkania z rządem i parlamentem. Chodzi o elektrownię jądrową w Ostrowcu znajdującą się 50 km od Wilna, która dysponuje systemem obrony przeciwlotniczej. „Tak, jak przewidywaliśmy, nieżyczliwi nam z zewnątrz i wewnątrz kraju zmienili metody ataku na państwo. Przekroczyli wiele czerwonych linii, przekroczyli granice zdrowego rozsądku i ludzkiej moralności” - tłumaczył. Jak wynika z relacji państwowych mediów, Łukaszenka jest przekonany, że działał legalnie, chronił ludzi i kierował się przepisami międzynarodowymi.