Premier Nadrenii Północnej-Westfalii, Hendrik Wuest, nazwał nocny pożar w Essen czymś "wstrząsającym" i wyraził współczucie dla poszkodowanych. Zgodnie z doniesieniami lokalnych służb 35 z 39 mieszkań znajdujących się na terenie kompleksu, który stanął w płomieniach, doszczętnie spłonęło. Jak podaje PAP, na szczęście nikt nie zginął, a spośród ponad setki osób mieszkających w budynku jedynie trzy zostały ranne. Mimo to dramat jest ogromny, bo ofiary pożaru straciły w płomieniach wszystko, co miały. Zastanawiające dla wszystkich jest to, że ogień rozprzestrzeniał się wyjątkowo szybko. Prędkość, z jaką płomienie zajmowały kolejne części budynku, była zaskakująca nawet dla strażaków, którzy walczyli z żywiołem. W sumie w akcji wzięło ich udział aż 150.
CZYTAJ TAKŻE: "Śmiertelnie chora" 28-latka aresztowana. Zbierała pieniądze na walkę z agresywnym nowotworem
Pogorzelcy, którzy stracili dach nad głową, zgodnie z obietnicą miasta, a także firmy mieszkaniowej Vivawest, do której należał kompleks, zostaną teraz rozlokowani w mieszkaniach zastępczych. Policja będzie prowadziła dochodzenie w sprawie pożaru. Frank Hachemer, wiceprezes Niemieckiego Związku Straży Pożarnych, wyraził przypuszczenie, że ogień mógł się rozprzestrzeniać przez izolację elewacji budynku.
CZYTAJ TAKŻE: Koszmar w akademiku. Zjadł resztki jedzenia swojego współlokatora, amputowali mu nogi