Michelle Obama pokazała się z nową fryzurą podczas konwencji demokratów w Chicago. Przyćmiła Kamalę Harris w jej wielkim dniu
To był ważny dzień dla Kamali Harris, ale stał się chyba jeszcze ważniejszy dla Michelle Obamy. W United Center w Chicago Chicago odbyła się konwencja demokratów przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Jak to zwykle bywa na takich spotkaniach w USA, było wiele emocji, oklasków, płomiennych przemówień, okrzyków i zachęt do głosowania, w tym przypadku oczywiście na Kamalę Harris. W pewnym momencie na scenie pojawili się były prezydent USA Barack Obama i Michelle Obama. Wtedy tłum dosłownie oszalał. Bo nie dość, że oboje są nadal bardzo popularnymi politykami, to jeszcze Michelle bywała zachęcana do kandydowania w wyborach zamiast Kamali Harris. Co więcej, sondaże pokazywały, że to właśnie Michelle Obama miałaby największe szanse na pokonanie Donalda Trumpa w listopadzie. Mimo to wystawiono kandydaturę Kamali Harris. Niewykluczone więc, że brylująca na mównicy żona Obamy nieco irytowała panią wiceprezydent. W dodatku nie tylko płomienne przemówienie, ale nade wszystko nowa fryzura byłej pierwszej damy USA skradły cały show. Michelle Obama pojawiła się z długim, grubym warkoczem, trochę jak Lara Croft. Wyglądała zupełnie inaczej, niż dotychczas! Wszyscy patrzyli tylko na nią. Pewnie niejeden po cichu żałował, że to nie ona kandyduje.
"Teraz przyszedł czas, by stanąć po stronie tego, o czym wiemy w naszych sercach, że jest słuszne"
A co powiedziała była pierwsza dama do tego rozentuzjazmowanego tłumu? "To my powinniśmy być antidotum na ten mrok i podziały. Nie obchodzi mnie, jak identyfikujesz się politycznie, czy jesteś Demokratą, Republikaninem, niezależnym, czy żadnym z powyższych. Teraz przyszedł czas, by stanąć po stronie tego, o czym wiemy w naszych sercach, że jest słuszne - nie tylko naszych podstawowych wolności, ale też godności i człowieczeństwa, podstawowego szacunku, empatii i wartości stanowiących cały fundament tej demokracji" - mówiła Michelle Obama. "Naszą sprawą jest to, by pamiętać, o czym mówiła Kamali jej matka: nie siedź i nie narzekaj, tylko coś zrób!". Tymczasem Kamali Harris nie było na widowni. Pojechała na trwającą równolegle konwencję do w pobliskiego Milwaukee z kandydatem na wiceprezydenta Timem Walzem. Jednak w pewnym momencie Harris telefonicznie połączyła się z Chicago, dziękując delegatom za wybór na kandydatkę w wyborach. Była to już tylko formalność, bo od miesiąca wiadomo, że zapewniła sobie wystarczającą ilość głosów, by wystartować i walczyć z Trumpem.
Joe Biden zrezygnował z udziału w wyborach prezydenckich w USA. Jak uzasadnił swoją decyzję?
Joe Biden był wzywany do rezygnacji z kandydowania na prezydenta USA od miesięcy, ale wezwania te zdecydowanie przybrały na sile po jego katastrofalnym występie podczas debaty przedwyborczej z Donaldem Trumpem. Urzędujący prezydent zacinał się, mówił mało i wolno. Popełniał też coraz więcej gaf, sprawiając wrażenie półprzytomnego, m.in. publicznie przedstawił Wołodymyra Zełenskiego jako Władimira Putina. Odmawiał rezygnacji z udziału w wyborach, tłumacząc się zmęczeniem, ale w końcu w niedzielę 21 lipca po południu wezwał do siebie pracowników i zadeklarował cofnięcie kandydatury, wskazując wiceprezydent Kamalę Harris jako popieraną przez siebie osobę mającą go zastąpić. W mediach społecznościowych Joe Biden napisał: "Drodzy Demokraci, zdecydowałem się nie przyjąć tej nominacji i przez resztę mojej kadencji skoncentrować całą swoją energię na moich obowiązkach Prezydenta. Moją pierwszą decyzją jako kandydata partii w 2020 r. był wybór Kamali Harris na wiceprezydenta. I to była najlepsza decyzja, jaką podjąłem. Dziś chcę wyrazić moje pełne poparcie i akceptację dla Kamali, która będzie tegoroczną kandydatką naszej partii. Demokraci – czas się zjednoczyć i pokonać Trumpa. Zróbmy to".