Dziecko zostało porwane przez przyrodnią siostrę matki, która następnie porzuciła je na stacji benzynowej w stanie Wisconsin, na północy Stanów Zjednoczonych. Kayden owinięty był jedynie w kocyk i foliową reklamówkę. Porzucony i przestraszony maluszek spędził na mrozie prawie 30 godzin. Znalazła go policja.
Doktor Jeffrey Segar, który jako pierwszy badał noworodka, spodziewał się najgorszego. - Z medycznego punktu widzenia to nieprawdopodobne, że dziecko, które jest na mrozie ponad 24 godziny, przyjeżdża do szpitala z normalną temperaturą ciała - mówi zaszokowany lekarz, który nie znalazł nawet śladu odmrożeń lub wychłodzenia organizmu.
Zobacz: Karinka na łożu śmierci: Mamo boje się, że umrę!
Jeszcze niedawno cała Polska żyła podobnym przypadkiem. 2-letni Adaś, znaleziony na mrozie, trafił do szpitala w stanie skrajnej hipotermii. Temperatura jego ciała wynosiła 12,7 stopnia Celsjusza. Lekarzom cudem udało się uratować życie chłopca, który właśnie wraca do zdrowia.
Jak to możliwe, że noworodek po 30 godzinach na dworze, przy minusowej temperaturze, nie doznał nawet najdrobniejszego uszczerbku na zdrowiu? Chłopcu mogła pomóc cienka warstwa tkanki tłuszczowej brunatnej, nazywanej też gruczołami snu zimowego, która jest odpowiedzialna za wytwarzanie ciepła. Mają ją tylko niemowlęta - wyjaśnia doktor Nestor Rodriguez.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail