Amerykański prezydent szykuje się do wprowadzenia prawdziwej "rewolucji w motoryzacji". Na czym ma ona polegać? Otóż podobnie jak w latach 70-tych zostaną wprowadzone normy zużycia paliwa.
Przed 2016 rokiem prezydent Obama chce zmniejszyć paliwożerność amerykańskich samochodów do 6,6 litra benzyny na 100 kilometrów. Przy czym samochody osobowe będą mogły palić najwyżej 6 litrów a lekkie półciężarówki - 7,8 litra.
To oznacza tylko jedno - pożegnanie z kultowymi krążownikami szos napędzanymi silnikami V8. Jeśli restrykcje proponowane przez Obamę nie zostaną złagodzone, to Amerykanie zmuszeni będą do przesiadania się do małych i lekkich samochodów ekologicznych.
Ktoś może powiedzieć, że to się nie może udać... Otóż okazuje się, że nie tylko może, ale prawdopodobnie właśnie tak się stanie. Wszystko za sprawą fatalnej sytuacji koncernów motoryzacyjnych. Żeby dostać rządową pomoc, są w stanie zgodzić się na praktycznie każde warunki. W Waszyngtonie krążą nawet plotki, że wielka trójka (Chrysler, Ford i GM) już podpisała się pod prezydenckim pomysłem.
Obama odbierze Amerykanom męskość
2009-05-20
17:55
Nie od dzisiaj wiadomo, że Amerykanie kochają ogromne samochody z jeszcze większymi silnikami. Zasada jest prosta: im więcej koni mechanicznych, tym więcej testosteronu w żyłach kierowcy. Tyle, że Barack Obama jest nieco innego zdania...