Wszystko przez to, że piastowanie urzędu prezydenta ma swoje wady. Po pierwsze - obowiązki. Obama pracuje średnio 12-16 godzin dziennie, a do tego dochodzą jeszcze oficjalne spotkania i wyjazdy. Urlop? Raczej symboliczny, bo nawet wtedy towarzyszy mu cały sztab doradców i specjalistów "ds. nadzwyczajnych".
Po drugie - prezydent USA zawsze był ulubionym obiektem ataków przeróżnych szaleńców z całego świata. W przypadku Obamy jest niestety podobnie, a nawet gorzej, bo kolor skóry przysporzył nowemu prezydentowi tyle samo zwolenników co wrogów.
O jakiej skali niebezpieczeństwa mówimy? Wręcz trudnej do wyobrażenia - Obama dostaje ponad 30 listów z pogróżkami dziennie! Gdy doliczymy do tego "niezbyt pochlebną" twórczość internautów, to wiemy już dlaczego na każdym kroku towarzyszy mu kilkunastu uzbrojonych po zęby agentów ochrony i ekipa medyczna.
W tej sytuacji, my możemy osłodzić prezydentowi Obamie życie tylko w jeden sposób... "Happy Birthday Mr. President"!