O czym marzył Janusz Gajos kiedy był małym chłopcem?
– Trudno sobie przypomnieć. Pewnie o jakichś wspaniałościach, które miałyby się spełnić w przyszłości. Sądzę, że wraz z dorastaniem zmieniało się wyobrażenie o kształcie tego, co miało być spełnieniem marzeń. W każdym razie miało to być coś wyjątkowego.
A pamięta pan od kiedy chciał zostać aktorem? Może chciał pan wykonywać inny zawód?
– Dokładnie pamiętam moment zaskoczenia, kiedy dojrzały już młodzieniec – za jakiego się miałem w wieku 17 lat – nagle zmienił zapatrywanie na swoją przyszłość. Dość stanowcze postanowienie, że po maturze będę zdawał na architekturę, nagle zachwiało się w swojej stanowczości. Liceum, do którego chodziłem, niejako wymusiło na mnie udział w przedstawieniu XII Księgi Pana Tadeusza. Musiałem w związku z tym nauczyć się na pamięć sporej porcji mickiewiczowskiego trzynastozgłoskowca i – o zgrozo! – tańczyć poloneza i mazura. Wszystkie te zajęcia wydały mi się niegodne poważnego, choć młodego mężczyzny. I tak się zaczęło. Potem były nieudane egzaminy wstępne do łódzkiej filmówki, wojsko i ostatni start do tejże szkoły, tym razem zakończony sukcesem.
A teraz? Czy komercja nie zabija prawdziwej sztuki? Często zdarza się, że musi pan odmówić grania jakiejś roli?
– Sądzę, że człowiekowi, który uprawiając jakiś zawód dużo wymaga od siebie i od innych, w żadnych czasach nie jest łatwo. Co zaś do wpływu gospodarki rynkowej na działania związane z uprawianiem sztuki to można powiedzieć, że nie każda komercja morduje prawdziwą sztukę i nie każda sztuka jest do tego stopnia sztuką, za jaką chciałaby uchodzić. Podejmowanie decyzji zawsze wiąże się z ryzykiem.
Co w szczególności decyduje o przyjęciu roli?
– Materiał literacki i ludzie, z którymi mam pracować…
A bliższy pana sercu jest teatr czy plan filmowy?
– Teatr jest miejscem, w którym aktor się urodził i żyje do tej pory. Urodził się z potrzeby jedynej dostępnej wówczas formy wygłaszania ludzkich przemyśleń. Dziś mamy do dyspozycji nieograniczoną ilość miejsc i sposobów uprawiania tego zawodu, ale jakby nie patrzeć, wszystko to jest teatrem.
Od kilku lat zajmuje się pan fotografią. Czy to forma ucieczki od aktorstwa, złapanie dystansu do życia codziennego?
– Fotografią rzeczywiście zajmuję się od dawna, ale to nie znaczy, że jestem zawodowym fotografem. Lubię fotografować, tak jak lubi to robić wiele osób. Jeżeli na początku mówiliśmy o jakiejś magii, to w fotografowaniu jest coś magicznego. Robiąc zdjęcia, nie odchodzę zbyt daleko od swojego zawodu. Jest to przecież jeden ze sposobów obserwowania ludzi i świata.
Nowy Jork to idealne miejsce dla fotografa, jest tu tyle uroczych zakątków. Czy ma pan już plan co uwieczni na zdjęciach? A może po tej wizycie powstanie album pana autorstwa?
– Tak, Nowy Jork jest również miastem magicznym. Byłem tu kilkanaście razy, ale zawsze „jak po ogień”. Oczywiście, że będę fotografował. Zawsze to robię. Co do albumu, może by i powstał, gdybym miał możliwość poznać Nowy Jork naprawdę.
Na koniec naszych rozważań, pozwolę sobie serdecznie zaprosić wszystkich chętnych na przedstawienie sztuki Hanocha Levina pt. „Udręka życia”.
Dziękuję za rozmowę
Agnieszka Granatowska
„Udręka życia”
W rolach głównych: Janusz Gajos, Anna Seniuk i Włodzimierz Press
Reżyseria: Jan Englert
Spektakle:
15 września, sobota, 7 pm
16 września, niedziela, 3 pm
Tribeca Performing
Arts Center
199 Chambers Street, New York, NY
zdjęcia: Robert Jaworski