Jak informowaliśmy w poprzednim wydaniu, w poniedziałek wieczorem przypadkowy przechodzień zauważył w rzece ciało mężczyzny. Natychmiast zadzwonił na policję, a lekarze medycyny sądowej przeprowadzili sekcję. Jej wyniki właśnie podano. Okazało się, że są to zwłoki poszukiwanego od początku kwietnia młodego Polaka z Hoboken.
„To był bardzo trudny okres dla całej naszej rodziny. Przez prawie miesiąc żyliśmy nadzieją, że Andrzej wróci do domu. Niestety, jego poszukiwania zakończyły się tragicznie. Ten strasznie trudny dla nas czas przeżyliśmy dzięki wierze i miłości oraz wsparciu, jakie otrzymaliśmy od ludzi. Andrzej byłby dumny – napisała w oświadczeniu jego rodzina. – On był wielkim pasjonatem życia i kochał ludzi, a ci, którzy mieli okazję go poznać osobiście, zapamiętają jego uśmiech”.
Przypomnijmy: 27-latek zaginął w niedzielę 30 marca około 2 nad ranem. Wcześniej spotkał się ze znajomymi i zjadł z nimi kolację w West Five Supper Club. Kiedy się żegnał, powiedział, że idzie do domu przebrać się i pobiegać. Trenował do maratonu.
W poszukiwania Andrzeja włączyła się m.in. ekipa nurków z nowojorskiej policji, którzy pomagali kolegom z New Jersey dokładnie sprawdzać Hudson River. Znajomi i bliscy mężczyzny cały czas rozdawali ulotki ze zdjęciem i rysopisem. 15 kwietnia metropolię obiegła informacja o tym, że z Hudson River wyłowiono dwa ciała. Jednak policja potwierdziła wówczas, że to nie Andrzej.
Zdesperowana rodzina wyznaczyła 10 tys. dol. nagrody za informacje, dodatkowo wykupiła wielki billboard przy trasie I-78 w Millburn, na którym umieściła m.in. zdjęcie zaginionego. Niestety, na próżno...
Policja nie podała szczegółów dotyczących tego, w jaki sposób odnaleziony teraz mężczyzna znalazł się w rzece. Nie wiadomo jeszcze, czy wpadł do niej przypadkowo, czy też wcześniej doszło do jakiegoś aktu przemocy.