Tomasz Mackiewicz wraz z Elisabeth Revol chcieli zdobyć szczyt Nanga Parbat zimą i dokonać niemożliwego. Niestety, w czasie podchodzenia na szczyt pojawiły się poważne kłopoty. Stracono łączność z himalaistami, a do tego stan zdrowia Mackiewicza uległ zmianie, mężczyzna dostał choroby wysokościowej i śnieżnej ślepoty. Zaczęto walkę o życie himalaistów. Rozpoczęto zbiórkę na akcję ratunkową, udało się zebrać pieniądze. W sobotę 27 stycznia o 12.50 czasu polskiego, czterech himalaistów, którzy brali udział w wyprawie na K2 (Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarek Botor i Piotr Tomala) ruszyło na pomoc Mackiewiczowi i Revol. Francuzka została odnaleziona i uratowana. Niestety, ze względu na bardzo trudne warunki, ekipa ratunkowa nie dotarła do Mackiewicza. Ale ojciec polskiego himalaisty nie traci nadziei, wierzy, że jego syn sobie poradzi.
W rozmowie z "Newsweekiem" Witold Mackiewicz prosił o ponowienie akcji ratunkowej. Mężczyzna wierzy, że syn żyje: - Błagam o wznowienie akcji ratunkowej dla mojego syna Tomka. Ja wiem, czuję to, że on wciąż żyje. Tomek potrafi przeżyć przez 6 dni w jamie śnieżnej na podobnej wysokości. To twardy i bardzo uparty chłopak - cytuje Witolda Mackiewicza newsweek.pl. Witold Mackiewicz przyznał też, że jest wierzący, dlatego sprawę syna powierza Bogu: - Jesteśmy ludźmi głębokiej wiary. Oddaję sprawę syna w ręce Boga, ale mam niedosyt, że przerwano akcję. Przecież w przypadku Tomka to nie jest akcja poszukiwawcza, bo wiadomo, gdzie on jest. To akcja ratunkowa. Jestem wdzięczny za dotychczasową pomoc, za włączenie się polskich władz, ale jako ojciec, a także człowiek, proszę - zaapelował.
Zobacz: Nanga Parbat. Siostra Mackiewicza dziękuje ratownikom. Wzruszające słowa