Przypomnijmy - dramat pod Nanga Parbat. Tomasz Mackiewicz oraz jego towarzyszka Elizabeth Revol, nagle osłabli i podczas zejścia ze szczytu mieli ogromne problemy. Himalaistom udało dotrzeć do bazy położonej na wysokości położonej nieco ponad 7000 metrów, ale potem wezwali pomoc. Francuzce udało się zejść poniżej tej wysokości, a stamtąd została przetransportowana do obozu poniżej przez polskich himalaistów, Adama Bieleckiego i Denisa Urubko. Ze względu na bardzo złe warunki atmosferyczne, zdecydowano, by nie ruszać na górę po Tomasza Mackiewicza. Polak został w szczelinie na wysokości około 7200 metrów.
Teraz francuska himalaistka zdecydowała się opisać, jak wyglądało jej rozstanie z Mackiewiczem. - Rozstanie się z Tomkiem odbyło się w dziwny sposób. Ewidentnie mi powiedziano, że jeżeli Tomek zostanie na wysokości 7200 a ja zejdę do sześciu, to mogą pomóc. Dostałam polecenie, żeby schodzić, że pomoc przyjdzie za dwie, trzy godziny. Powiedziałam to Tomkowi, mówiłam: zostajesz tutaj w szczelinie, nie ma problemu. Jesteś chroniony, a ja muszę schodzić niżej - opisała himalaistka.
Jak dodała, gdyby akcja ratunkowa została zorganizowna szybciej, Polaka można było uratować. - Jest we mnie wiele złości. Można było uratować Tomka, gdyby to była prawdziwa akcja ratunkowa, podjęta na czas i zorganizowana. Czekaliśmy 48 godzin zanim podjęto jakiekolwiek działania. Należało to zrobić natychmiast - powiedziała Eli Revol.