Według PAP stacja 112 Ukraina należy do prorosyjskiego deputowanego Tarasa Kozaka, który w przedterminowych wyborach parlamentarnych 21 lipca ubiega się o mandat poselski z ramienia partii Opozycyjna Platforma - Za Życie. Ugrupowanie to wywodzi się z prorosyjskiej Partii Regionów zbiegłego do Rosji byłego prezydenta Wiktora Janukowycza i - jak pisze agencja dpa - jest otwarcie popierane przez Kreml. Szef stacji Ehor Benkendorf w wydanym oświadczeniu zaapelował do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, by "niezwłocznie potępił ten przestępczy czyn" oraz "jasno i zdecydowanie oświadczył, że nikomu nie wolno stosować przemocy wobec mediów".
Całe zdarzenie wyglądało następująco:
Stacja planowała na swojej antenie wyemitować film dokumentalny amerykańskiego reżysera Olivera Stone'a, opowiadający o wydarzeniach na Ukrainie od czasu prozachodnich, antyrosyjskich protestów na przełomie 2013 i 2014 roku. W filmie tym wypowiada się Putin i przez ukraińskie władze uznawany jest za propagandę rosyjską. Ukraińska prokuratura zapowiadała, że wszystkie osoby odpowiedzialnego za jego emisję zostaną wezwane na przesłuchanie.
W międzyczasie zareagować postanowił jednak ktoś inny. Stacja w piątek otrzymała "bezpośrednią pogróżkę fizycznego ataku" ze strony organizacji ultranacjonalistycznych. Wystosowała wówczas publiczny apel do policji, prosząc o ochronę dziennikarzy przed "samowolą nacjonalistycznych radykałów", którzy "za pomocą gróźb próbują wpływać na politykę redakcyjną stacji". Nie pomogło to jednak uniknąć nocnego ataku.
Ostatecznie stacja postanowiła nie emitować filmu, tłumacząc to jednak faktem, że nie chce otrzymać żadnych kar finansowych od państwa.