Zamknięty w sobie, niezbyt rozgarnięty, spędzający całe dnie w swoim pokoju w domu rodziców, bezrobotny. Dylan Roof (21 l.) z Eastover w Karolinie Północnej wydawał się zwykłym nieudacznikiem. Gdy opowiadał znajomym, że nienawidzi czarnych, jest za mordowaniem ich i segregacją rasową, uważali to za głupią pozę. Nikomu nie mieściło się w głowie, że w ich miejscowości wyrósł następca Andersa Breivika, który w 2011 roku w rasistowsko motywowanych atakach terrorystycznych w Norwegii zabił 77 osób.
ZOBACZ TEŻ: Anders Behring Breivik: Twarz diabła
Aż do środowego wieczoru miejscowego czasu. Wtedy Dylan wziął z domu broń, którą ojciec dał mu na urodziny i udał się do kościoła metodystów na spotkanie koła biblijnego. Wiedział, że zbierają się tam czarnoskórzy, zajmujący się modlitwą i walką o równe prawa ras. Najpierw przez godzinę patrzył na przyszłe ofiary. Potem zerwał się z ławki i wyciągnął broń. - Muszę to zrobić, bo gwałcicie nam kobiety i zabieracie nam kraj! – wykrzykiwał, strzelając na oślep. Zabił 9 przypadkowych osób, w tym pastora. Został złapany po kilkunastu godzinach.