Jeszcze we wtorek po południu kompleks uczelni był opanowany przez funkcjonariuszy. Stróże prawa poszukiwali domniemanego zamachowca. - Anonimowy rozmówca zadzwonił z budki telefonicznej i powiedział, że na teren kampusu wszedł mężczyzna z bronią - potwierdził David Hartman, rzecznik policji w New Haven. - Rozmówca krzyczał do słuchawki, że jego współlokator jest w drodze na uniwersytet, gotowy strzelać do ludzi - dodał. Zgodnie z policyjnymi informacjami świadkowie zdarzenia również mówili, że widzieli na uczelni mężczyznę z bronią w ręku. - Nie mogliśmy czekać. Ze względów bezpieczeństwa i w świetle śmiertelnych strzelanin, do których doszło w ostatnim czasie, musieliśmy podjąć odpowiednie działania. Zaapelowaliśmy do studentów o niewychodzenie z budynków. Kampus zamknięto - powiedział David Hartman.
Policja zablokowała kilka ulic w pobliżu uniwersytetu oraz w samym New Haven. Szkoły znajdujące się w okolicy również zostały zamknięte. Mundurowi metr po metrze przeszukiwali teren, a nad ich głowami latały policyjne śmigłowce. - Sprawdziliśmy każdy pokój, aby złapać podejrzanego, jednak ślad po nim zaginął - stwierdził rzecznik.
Na szczęście, wielu studentów Yale wyjechało już do rodzin na Święto Dziękczynienia i nie było ich w akademiku. - Wszystko wskazuje na to, że była to mistyfikacja. Teraz musimy ustalić, kto pozwolił sobie na wykonanie takiego telefonu - podał Hartman.