"Super Express": - Jakie komentarze towarzyszą w Izraelu pielgrzymce papieża Benedykta XVI do Ziemi Świętej?
Lily Galili: - Najwięcej jest porównań do Jana Pawła II. Ale jakież tu może być porównanie?! To zupełnie inna osobowość, inny charakter, charyzma. I widzą to przecież nie tylko Żydzi, ale ludzie na całym świecie. Było coś w papieżu Polaku, co potrafiło ująć za serce także Żydów. Niektórzy ludzie mają ten dar, inni są go pozbawieni. I chcę tu wyraźnie podkreślić, że nie mówię tak dlatego, że rozmawiam akurat z polską gazetą. Te nagłówki na całym świecie, traktujące Wojtyłę jak supergwiazdę, nie były przypadkowe.
- Czy wobec tych porównań, papież Benedykt XVI ma szanse doprowadzić do pojednania chrześcijan i Żydów?
- I tak, i nie. Z jednej strony nadzieje są ogromne, ale z drugiej wielu ludzi nie spodziewa się niczego wielkiego. Żydzi, Palestyńczycy i chrześcijanie mają bowiem wobec papieża tak przeciwstawne oczekiwania, że trudno je będzie papieżowi spełnić. To nie będzie wizyta przełomu.
- Wydaje się, że wizytę cechuje duża ostrożność
- To pielgrzymka religijna, ale dla Izraela i Palestyny ma ona wymiar polityczny. Obie strony chciałyby usłyszeć coś konkretnego. Ugrać coś dla siebie. Papież, chcąc nie chcąc, nie jest w stanie spełnić nadziei zarówno jednych, jak i drugich. Palestyńczycy nie usłyszą więc zapewne słów o prawie do powrotu wypędzonych, gdyż musiałoby to zaognić stosunki z Izraelem. Podobnie Żydzi nie mogą liczyć na jednoznaczne wsparcie ich działań.
- Na ile istotny jest tu fakt pogorszenia w ostatnim czasie stosunków Watykanu z Izraelem?
- Nie tylko z Izraelem. Oczywiście Żydzi na całym świecie mają papieżowi za złe przyjęcie do Kościoła biskupa Richarda Williamsona, otwarcie zaprzeczającego istnieniu komór gazowych. Wypominają mu brak przeprosin w obozie w Auschwitz, na które oczekiwano od papieża Niemca. Zwróćmy jednak uwagę, że na Benedykta XVI obrażeni są też muzułmanie. Co więcej, nie ma on zbyt dobrej opinii nawet we własnym kraju! W Niemczech nie przepadają za nim protestanci, a Angela Merkel zdecydowała się na otwartą krytykę papieża. Nie podpisałabym się nawet pod stwierdzeniem, że katolicy w Izraelu są zachwyceni tym pontyfikatem.
- Czy w pani opinii to po prostu zły papież?
- Nie. Nie da się jednak ukryć, że Ratzinger nie jest zbyt dobrym politykiem. Jako papież powinien być kimś więcej niż przywódcą duchowym. Pewnym problemem są też wspomniane już nieustanne zestawienia jego osoby z Janem Pawłem II. I nie da się ich uniknąć, ale ciężko jest wyjść z cienia takiej osobowości. Nie wiem, czy spodoba się to w Polsce, ale nawet przeciętni Palestyńczycy otwarcie porównują obu papieży, mówiąc, że "Jan Paweł II był jak Arafat, a Benedykt jest taki szary, jak obecny prezydent Autonomii Abbas".
- Czyli problemy tej pielgrzymki wynikają z charakteru papieża
- To nie tak. Trzeba podkreślić, że pielgrzymka przypada na naprawdę fatalną sytuację polityczną. Muzułmanie, którzy stanowią dziś większość w tradycyjnie chrześcijańskich miastach, jak Nazaret czy Betlejem, protestują przeciw wizycie papieża bezpośrednio po wydarzeniach w Gazie. Podkreślają, że to nie jest czas na wizyty, które dadzą Izraelowi jakiś kredyt polityczny ze strony Watykanu. Nie da się zaprzeczyć, że Jan Paweł II był bez porównania lepszym dyplomatą i jego wizyta wyglądałaby inaczej. Papież Niemiec nie umiał na przykład przekuć bagażu swojej przeszłości na atut, tak jak potrafił to papież Polak
- To jednak inna przeszłość
Inna, ale zwróćmy uwagę, że kiedy papieżem został Karol Wojtyła, zbitka "papież Polak" też była przyjmowana przez Żydów nie najlepiej. Wiadomo, że stosunek do Polski był i jest w Izraelu dość niejednoznaczny. Jan Paweł II bardzo szybko to zmienił, a określenie "papież Polak" nabrało wymiaru niemal wyłącznie pozytywnego. Tymczasem Benedykt XVI, z całym symbolicznym bagażem niemieckiego pochodzenia, wcielenia do Hitlerjugend, najwyraźniej tego nie potrafi. Widzę, że ostatnio bardzo się stara, próbuje, ale jakoś mu to nie wychodzi.
- To z tego powodu pojawiły się apele - zarówno ze strony Żydów, jak i muzułmanów - o bojkot tej pielgrzymki?
- Nie, to są wypowiedzi ekstremalne. Problemem pielgrzymki nie jest charyzma i błędy papieża, ale znacznie cięższa niż przed laty sytuacja gospodarcza. Przy okazji poprzednich papieskich wizyt pojawiały się na ich trasach masy pielgrzymów. Dziś tego nie będzie. Widać to choćby po tak prozaicznych sprawach, jak sprzedaż okolicznościowych T-shirtów. Dla palestyńskiego chrześcijanina strata dnia dla powitania papieża jest dziś dużo większym wyzwaniem niż przed kilku laty.
- Czy w obliczu problemów, o których pani mówi, jest szansa na poprawę stosunków Watykanu z Izraelem za tego pontyfikatu?
- Ci, którzy osobiście znają Benedykta XVI, twierdzą, że w bezpośrednim kontakcie jest wspaniałym człowiekiem. Dyplomacja to w znacznej mierze właśnie kontakty prywatne, więc taka poprawa nie jest wykluczona. Papież nie może jednak zapominać, że Żydzi i muzułmanie na całym świecie nie będą mieli szansy poznać go osobiście. Poznają go przez media, a wypada w nich nie najlepiej. W przeciwieństwie do Jana Pawła II nie czuje mediów, nie umie ich wykorzystać. Być może uda mu się załagodzić jedną bądź dwie kwestie. Wątpię jednak w jakieś głębsze zmiany. Muszę także dodać, że i rząd Izraela mógłby poczynić tu pewne gesty. Wiele spornych, przyziemnych spraw jak podatki, własność budynków i ziemi dla Kościoła katolickiego, nie jest rozwiązanych od 1993 r. I przed tą pielgrzymką, gdy powyborcza pozycja rządu jest szczególnie silna, była szansa na niepopularne społecznie, ale ważne gesty wobec Watykanu. Niestety, nikt nie chciał się na nie zdecydować.
- A zatem pielgrzymka będzie miała wymiar wyłącznie kurtuazyjny?
- W dużej mierze tak. Po wizycie wszyscy będą robili dobrą minę, ale nikt nie będzie do końca zadowolony. Coś tam obie strony usłyszą, ale na pewno nie tyle, ile by chciały.
Lily Galili
Publicystka izraelskiego dziennika "Haaretz"