Zwierzęta, na które się poluje, mają prawa tylko dlatego, że gdyby polowano na nie bez okresów ochronnych, wkrótce żądza zabijania charakteryzująca myśliwych nie miałaby być jak zaspokajana. Nawet mnożące się ekspresowo króliki można wybić do cna, a co dopiero jelenie. Dlatego na jakiś czas trzeba odpuścić. Poczekać zgodnie z prawem, aż populacja zregeneruje się po jatce, aby mieć do czego celować.
Odczuwanie i skutki
Czy prawo zwierząt łownych do tego, żeby nie były ściganymi i zabijanymi przez okrągły rok ma coś wspólnego z prawami zwierząt? Nie, ponieważ nie są to przepisy stworzone ze względu na „złożoność ich (zwierząt) bytu w sferach poznawczej, emocjonalnej i społecznej, a także z uwzględnieniem ich zdolności do odczuwania fizycznego i emocjonalnego bólu lub przyjemności”.
Są to przepisy stworzone z myślą o ludziach, a ściśle o pewnej grupie ludzi, niezdolnej do odczuwania, która z zabijania zrobiła ideę, sport i imprezę.
Koncepcja godnego, ludzkiego traktowania zwierząt, tych udomowionych i oswojonych, ale również tych dzikich, była nieustannie wałkowana i analizowana przez filozofów starożytności. Pitagoras, grecki filozof, mistyk i matematyk żyjący 600 lat p.n.e. optował za poszanowaniem bytu zwierząt, pozwoleniem im żyć na własny rachunek, ze zrozumieniem i pobłażliwością ich dzikich obyczajów. Taki pogląd w II w. n.e. rozwinęli naoplatoniści z ich głównym filozofem Plotynem na czele. Uważali, że zabijanie, dręczenie i wszelkie złe traktowanie zwierząt żyjących dziko czy w domowym obejściu, jest naganne moralnie. Zalecali refleksję nad tym, że ludzie i zwierzęta mają jedno życie, które powinno się jednakowo szanować, nie przysparzając mu cierpień, ani nie kończąc go przedwcześnie bez istotnego powodu, takiego jak głód czy obrona życia.
W koronie stworzenia
Arystoteles, filozof żyjący w IV w. p.n.e., jeden z trzech najsłynniejszych filozofujących Greków starożytności, miał koncepcję przeciwną do pitagorejczyków i uważał, że zwierzęta nie powinny mieć żadnych praw, ponieważ ich rolą na ziemi jest służenie człowiekowi. Istota ludzka jest nadrzędna, rola zwierząt jest serwilistyczna, i kropka. Człowiek ma zatem prawo robić ze zwierzęciem co mu się podoba. Taki pogląd bardzo przypadł do gustu chrześcijanom, od początku wyznającym ideę człowieka - idealnego tworu Boga, korony stworzenia, mogącego „czynić sobie ziemię poddaną”. Takie starotestamentowe, prymitywne myślenie ciągnie się za nami jak ogon, przez wieki.
Prawdziwy przełom w ochronie praw zwierząt nastąpił dopiero w latach 70. XX w. 21 września 1977 r. w Londynie Międzynarodowa Federacja Praw Zwierząt uchwaliła „Światową Deklarację
Praw Zwierząt”, którą następnie zatwierdziło UNESCO. Dokument deklaruje, że „zwierzę nie jest rzeczą, toteż może być przedmiotem praw i należy mu się szacunek. Ta oczywistość wreszcie przebiła się przez bezwzględność i bezmyślność stuleci.