Kiedy rosyjskie ekipy ratunkowe zjawiły się na miejscu tragedii w pobliżu pasa startowego lotniska Siewiernyj w Smoleńsku, nikt nie miał wątpliwości, że pasażerowie prezydenckiego tupolewa zginęli wskutek ran odniesionych w katastrofy. Ciała były porozrywane i nadpalone, ale niezupełnie zwęglone.
Sekcja zwłok wszystkich ofiar feralnego lotu była jednym z etapów identyfikacji ciał, który miał pomóc wyjaśnić tajemnicę śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i reszty pasażerów. Lekarze sądowi i kryminolodzy z Instytutu Ekspertyz Medycznych i Sądowych w Moskwie ustalali tożsamość znalezionych szczątków, ale nie tylko.
Na wniosek polskiej Prokuratury Generalnej od zmarłych pobrano próbki, które będą poddane badaniom toksykologicznym. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", wyniki tych badań są niezbędne i nie chodzi tylko o badanie pilotów, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo osób obecnych na pokładzie.
W przypadku, gdy prezydencką maszyną leci tak wielu ważnych polityków oraz oficjalna delegacja z głową państwa na czele, toksykolodzy sprawdzają, co było w krwi i organizmie wszystkich ofiar.
Dzięki takim analizom będzie można ustalić, jak wyglądały ostatnie sekundy życia 96 osób, czy w ciałach obecne były środki odurzające, w tym alkohol i narkotyki, a także substancje psychotropowe, które wpływają na sprawność. Wykluczą i potwierdzą też zawał u pilota.
A może do organizmów dostał się zabójczy tlenek węgla wydzielany podczas spalania czy cyjanek, który wydobywa się z palonego plastiku? Badania toksykologiczne pomogą ustalić, co działo się na pokładzie tupolewa tuż przed katastrofą, czy pasażerowie żyli, kiedy maszyna zahaczyła skrzydłem o drzewa i roztrzaskała się o ziemię. Zamach na pokładzie maszyny? Tę wersję toksykolodzy z Rosji też mają obowiązek potwierdzić lub wykluczyć.