Nie ma słów, którymi można opisać to, co odkryli aktywiści Warrior Searchers of Jalisco, grupy krewnych osób zaginionych z Meksyku. Podziemne piece krematoryjne, ponad 200 par butów równiutko ułożonych w rzędach, tysiąc sztuk odzieży, plecaki, torby - to wszystko znaleziono na "ranczu z horroru", położonym w pobliżu miasta Teuchitlán, 60 km od Guadalajary, drugiego co do wielkości miasta w Meksyku. Aktywiści określają to przerażające miejsce mianem "obozu zagłady". Podejrzewa się, że miejsce kaźni stworzył narkotykowy meksykański kartel Jalisco.
Meksyk. Piece krematoryjne pod ranczem
"Guardian" podaje, że krótko po ujawnieniu wstrząsającego odkrycia, do aktywistów zaczęli się zgłaszać "ocaleni", którym udało się przeżyć. Opisali, jak zwabiano ich na ranczo i kuszono fałszywymi ofertami pracy. Serwis zaznacza, że ich relacje pokrywają się z wcześniejszymi doniesieniami o przymusowym werbowaniu do "wojska" w Jalisco. Młodzi ludzie odpowiadali na ogłoszenia dotyczące pracy, a w efekcie trafiali na ranczo, gdzie przetrzymywano ich w potwornych warunkach i szkolono do zabijania pod groźbą tortur i utraty życia. "Szkolenie i znęcanie się mają na celu ich odczłowieczenie" - mówi dla "Guardiana" Alejandra Guillén, dziennikarka i wykładowczyni na Iteso, uniwersytecie w Guadalajarze, która zajmuje się badaniem przypadków wymuszonych zaginięć.
Szok w Meksyku. Ranczo z horroru
Jak zwraca uwagę portal, to najbardziej nagłośniony przypadek tego typu od lat, ale z pewnością nie jest odosobniony. W całym kraju ponad 120 000 osób zostało zarejestrowanych jako zaginione. "Te miejsca są w całym kraju. Meksyk pełen jest masowych grobów" - komentuje María Guadalupe Aguilar, założycielka Familias Unidas por Nuestros Desaparecidos, która od 17 stycznia 2011 r. poszukuje swojego syna José Luisa Arany. Na razie nie udało się zidentyfikować żadnych szczątków.
Federalny prokurator generalny Alejandro Gertz powiedział, że wstępne śledztwo było pełne zaniedbań - winą za nie obarczył władze lokalne, ponieważ ranczo zostało odkryte i zabezpieczone już we wrześniu ubiegłego roku. Jednak piece i ubrania odkryli dopiero aktywiści. Anna Karolina Chimiak z Centrum Sprawiedliwości na rzecz Pokoju i Rozwoju, organizacji społeczeństwa obywatelskiego mówi, że "palenie ciał jest znaną praktyką w Jalisco". "Wraz z prochami traci się nadzieję na ich identyfikację".
