Turyści biegną do morza, ratując się przed płomieniami. Chaos i piekło w Grecji. Pożary już nie tylko na Rodos
Pożary w Grecji ogarniają coraz większe obszary i już chyba nikt nie może czuć się tam całkowicie bezpieczny. Ogień pojawił się m.in. na Peloponezie, na Krecie ogłoszono stan ekstremalnego zagrożenia pożarowego. Nadal najgorzej jest na Rodos oraz na Korfu. Dziś, czyli od 25 lipca mają paść dziejowe rekordy temperatur. Ogromny skwar bez kropli deszczu i wiatr sprzyjają rozwojowi kataklizmu. W tym wszystkim nadal lądują samoloty z turystami nieświadomymi skali zagrożenia, a inni walczą o to, by się z Grecji wydostać. "Daily Mail" cytuje opowieści rodzin, które zostały ostrzeżone jeszcze w Wielkiej Brytanii przez pilota samolotu, by nie leciały do Grecji. Inni już na greckim lotnisku słyszą, że nie mogą iść do hotelu, ponieważ spłonął i spędzają kolejne noce na ławkach przed szkołą lub w salach konferencyjnych.
"Dym był gęsty, a gorąco obezwładniające. Moja córka krzyczała, że nie chce jeszcze umierać"
Ci i tak mają dużo szczęścia, bo inni musieli walczyć o życie. Kolejną taką opowieść cytuje "Daily Mail". 32-letnia Jodie i 35-letni Matt uciekali z dziećmi w Kiotari. Gdy tylko przyjechali do hotelu, wyłączono prąd, a pracownicy kazali im tylko "biec w stronę morza". "Biegliśmy na plażę, wlokąc walizy i niosąc dzieci. Dym był gęsty, a gorąco obezwładniające. Po paru krokach zostawiliśmy bagaże i wózek dziecięcy. Z dymu wynurzyła się łódź. Nie mogliśmy oddychać i zakrywaliśmy usta ręcznikami. Moja córka krzyczała, że nie chce jeszcze umierać" - opowiada 32-latka. Jakimś cudem nie ma jeszcze doniesień o ofiarach śmiertelnych pożarów w Grecji. Oby tak pozostało.