„Alarm bombowy w polskim samolocie!” - ogłaszały wczoraj rano media na całym świecie. Maszyna ze 161 turystami na pokładzie, lecąca z Warszawy do Hurghady, przed godziną 6 rano lądowała awaryjnie w Bułgarii na lotnisku w Burgas. Jeden z pasażerów poinformował załogę o bombie, która znajduje się na pokładzie i może zostać odpalona. Kapitan zdecydował o lądowaniu awaryjnym. Pasażerów ewakuowano, do samolotu wbiegli antyterroryści i specjaliści sprowadzeni błyskawicznie z Sofii.
ZOBACZ TEŻ: Polski dżihadysta należący do Państwa Islamskiego: Polacy, zabijemy was jak innych niewiernych
Lotnisko zostało sparaliżowane! 67-latek, który wszczął alarm, został przesłuchany przez bułgarskie służby. Okazało się, że jest nietrzeźwy. Jak powiedział, to, co zrobił, miało być żartem. W samolocie żadnej bomby nie znaleziono. Po Polaków wysłano samolot zastępczy i kontynuowali podróż do Hurghady. Nie wiadomo, jakie konsekwencje poniesie pijany turysta.