Jako pierwsza te informacje podała "Ukraińska Prawda", powołując się na własne źródła. Szybko jednak potwierdziły to władze Mariupola. Zgodnie z przekazanymi danymi zmasowany atak na Azowstal rozpoczął się we wtorek, 3 maja, po tym, jak część cywilów zdołała się ewakuować z terenu zakładów. "W środę wojska rosyjskie przedarły się do kombinatu, który dotąd bombardowały i ostrzeliwały. Trwają ciężkie walki, nie ma kontaktu z żołnierzami ukraińskimi" - pisał portal. Wadim Bojczenko, mer Mariupola potwierdził te niepokojące doniesienia. "Dziś trwają na terenie naszej twierdzy, Azowstalu, ciężkie walki. Nasi chłopcy bronią tej twierdzy, ale jest bardzo trudno, bo jest ostrzeliwana z ciężkiej artylerii, z czołgów, działa lotnictwo i podeszły okręty" - mówił dla ukraińskiej telewizji. Dodał, że wciąż są mieszkańcy, którzy pozostają na terenach fabryki i czekają na ewakuację - może to być nawet 200 osób, w tym 30 dzieci.
CZYTAJ TAKŻE: Para z Ukrainy pomagała rosyjskim żołnierzom. Nie uwierzysz, w jaki sposób!
Agencja informacyjna Unian podaje z kolei, że Rosjanie podczas wtorkowego szturmu na Azowstal, użyli "pojazdów opancerzonych i czołgów oraz ogromnej liczby piechoty. Ukraińscy obrońcy obiecali zrobić wszystko, co możliwe, aby odeprzeć atak. Jednak od tego czasu nie ma z nimi kontaktu". Zakłady były ostatnim bastionem obrony Mariupola, w którym doszło do katastrofy humanitarnej. Na terenie miasta jednak wciąż może przebywać nawet 100 tysięcy mieszkańców.
CZYTAJ TAKŻE: Gwałcił dzieci, teraz rządzi jednym z miast w Ukrainie? "To jest właśnie rosyjski świat"