Pod koniec czerwca koncern Rosatom otrzymał licencję na eksploatację pływającej elektrowni do 2029 r. W lipcu wyruszy w drogę do miasteczka Pewek na Czukotce. Ma tam dotrzeć we wrześniu. Reaktory zamontowane na statku już od grudnia mają dostarczać energię nie tylko mieszkańcom Czukotki, ale też innym miastom portowym w tym rejonie oraz platformom gazowym i naftowym zlokalizowanym na morzu.
Światowe media alarmują, że pływająca elektrownia jądrowa, nazwana na cześć wielkiego fizyka "Akademik Łomonosow" to najnowszy pomysł Władimira Putina na podbój Arktyki. Choć rosyjskie władze oficjalnie zapewniają, że okręt ma pomóc doprowadzić elektryczność w trudno dostępne rejony na dalekiej północy Rosji, to wielu ekspertów dodaje, że umożliwi on też dalsze zajmowanie terenów bogatych w surowce.
Akademik Łomonosow budzi przed wszystkim duże obawy ekologów. Uważają oni, że pływająca elektrownia zagraża środowisku, szczególnie w sytuacji, gdy pojawi się tsunami. Działacze Greenpeace alarmują i ostrzegają przed skutkami ewentualnej awarii takiego okrętu, żądając zarazem większej nad nim kontroli. Jan Haverkamp, ekspert nuklearny Greenpeace w Europie Środkowej i Wschodniej ocenił: - Ta elektrownia jądrowa sprowadza niebezpieczeństwo katastrofy nuklearnej do wrażliwego ekosystemu arktycznego. Środki bezpieczeństwa potraktowano z dużą nonszalancją. Statek ma płaskodenny kadłub i nie jest samobieżny, co oznacza, że ta elektrownia jądrowa mogłaby być równie dobrze balansować po najbardziej wzburzonych wodach na drewnianej tratwie!
Wtóruje mu Robert Cyglicki, dyrektor Greenpeace Polska, który powiedział: - Wzywamy społeczność międzynarodową, żeby domagała się od Rosji pełnego i niezależnego nadzoru nad pływającą elektrownią jądrową zarówno w czasie jej transportu, okresu trwania testów jak i docelowej pracy. To niezbędne, zwłaszcza że rosyjska firma Rosatom chce rozpocząć masową produkcję podobnych elektrowni. W 1972 roku Konwencja londyńska wprowadziła nakaz ochrony mórz przed zanieczyszczeniami radioakywnymi. Praca Akademika Łomonosowa oraz związane z nią ryzyko różnego rodzaju wypadków, grozi złamaniem tej konwencji.
Obawy te nie wpływają jednak na rosyjskich ekspertów, którzy twierdzą, że naziemne elektrownie jądrowe są bardziej niebezpieczne niż te pływające.