Do tragicznych wydarzeń doszło w hrabstwie Douglas w Kolorado (USA) 22 listopada. 14-letni Dyllan Whitteberg wraz z dwiema koleżankami i kolegą poszli nad jezioro w Roxborough State Park. Jego troje przyjaciół weszło na zamarzniętą taflę, po chwili jednak lód się pod nimi załamał i cała trójka wpadła do wody. Wtedy Dyllan ruszył im z pomocą. "Z tego, co wiem, Dyllan zauważył, że jest problem i po prostu zaczął biec. Z tego, co wszyscy mówili wynika, że zanurkował do wody, by ich szukać. Niestety już nie wypłynął. Nikt też nie był mu w stanie od razu udzielić pomocy" - mówiła potem jego ciocia, którą cytuje "Mirror".
Tragedia na jeziorze. Nie żyje młody chłopak
Mieszkańcy okolicy szybko zainterweniowali. Dzięki ich pomocy udało się wydostać z wody troje nastolatków, którym Dyllan chciał pomóc. Niestety, jego nie można było odnaleźć. Do akcji wkroczyli profesjonalni nurkowie i zaczęli przeczesywać teren. Z wody wydostali chłopaka po kilku godzinach. Dyllan od razu trafił do szpitala. Był jednak w tak złym stanie, że zmarł dwa dni później, dzień po tym, jak obchodził 14. urodziny. Życiu pozostałej trójki nic nie zagraża.
14-letni bohater. "Zmarł, by oni żyli"
Bliscy i znajomi opisują chłopaka jako życzliwego, zawsze chętnego, by nieść pomoc, niesamowitego człowieka. "Zmarł, bo chciał, żeby oni żyli" - mówił pastor podczas czuwania, jakie zostało zorganizowane nad jeziorem w hołdzie dla zmarłego. Policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie.