Maria Kamieniecka urodziła Siergieja 21 listopada w szpitalu położniczym w Wilniańsku w obwodzie zaporoskim na Ukrainie. To było jej czwarte dziecko, a drugi syn. Cała rodzina marzyła o kolejnym chłopcu, szczególnie 7-letni, najstarszy z rodzeństwa chłopiec. Przed porodem opowiadał o tym, że już wkrótce będzie się bawił z młodszym bratem. Maria do szpitala trafiła 21 listopada o świcie, a parę godzin później na świecie był już jej najmłodszy syn. 23 listopada w nocy, niedługo po tym, jak kobieta nakarmiła i położyła spać maleńkiego Siergieja, zaczął się rosyjski atak. Jeden z pocisków uderzył w szpital, ściany oddziału runęły, grzebiąc maleństwo. Jak opisuje Heidi Levine, korespondentka "The Washington Post" na Ukrainie, Maria rzuciła się synowi na ratunek, ale w łóżeczku nikogo nie było. Na boso zaczęła biegać po zgliszczach szpitala i szukać dziecka. Gdy przyszła pomoc Maria usłyszała tylko: "Nigdzie go nie ma, znaleźliśmy tylko lalkę leżącą głową w dół". "To moje dziecko!" - wykrzyknęła zdruzgotana matka.
Pogrzeb dwudniowego noworodka w Wilniańsku. Maleńka trumienka, a w niej pluszaki
Pogrzeb maleństwa odbył się już dzień później. Do mediów społecznościowych trafiły wstrząsające zdjęcia ze skromnej ceremonii, która odbyła się pośród świstów rosyjskich pocisków. Serhij leżał w małej trumience przykrytej niebieskim kocykiem, a razem z nim zabawki od bliskich: maskotki, auta, pluszowy tygrysek. Maria słaniała się na nogach, podtrzymywały ją matka i teściowa. Wtedy ostatni raz pocałowała swojego ukochanego synka.
Zełenski: "Rosja walczy z cywilami"
"Okupanci ostrzelali w nocy wielkimi rakietami mały oddział położniczy szpitala w Wilniańsku. Nasze serca przepełnione są bólem - zabito niemowlę, jakie dopiero co przyszło na świat" - taki komunikat przekazał w środę, 23 listopada, szef administracji obwodu zaporoskiego Ołeksandr Staruch. "Państwo terrorystyczne walczy z cywilami" i obiektami cywilnymi. Wróg znów uznał, że stosując terror i zabójstwa, spróbuje osiągnąć to, czego nie może osiągnąć już dziewiąty miesiąc" - napisał po tragedii Wołodymyr Zełenski.