Pokażemy wam puzzle z nas samych

2012-08-31 21:29

Z Przemkiem Myszorem, gitarzystą i klawiszowcem zespołu Myslovitz, który będzie gwiazdą tegorocznego festiwalu Taste of Polonia w Chicago, rozmawiamy m.in. o tremie przed występami w Stanach.

 

Jakie macie oczekiwania po koncertach w USA?
– Hm… taniego dolara… Innych oczekiwań nie mamy. Dawno nie graliśmy w Stanach i dlatego nie bardzo wiemy czego możemy się po tych koncertach spodziewać. Nie było nas tu 12 lat. Jesteśmy ciekawi ile się zmieniło w tym kraju i jak funkcjonuje Polonia amerykańska. Ciekawe jaki będzie odbiór zespołu Myslovitz, zwłaszcza po zmianach, które niedawno zaszły (z zespołem rozstał się lider i wokalista Artur Rojek, zastąpił go Michał Kowalonek - red). Ja osobiście mam cichą nadzieje, że pogoda będzie znośna.
Będzie to pierwszy wasz występ w USA w nowym składzie, jaki  repertuar zaprezentujecie Polonii?
– Wiesz, my nadal jesteśmy Myslovitz. Zagramy więc nasze piosenki. Tak dawno nas tu nie było, że czego nie zagramy to i tak będzie po raz pierwszy. W związku z tym zaprezentujemy materiał przekrojowy. Bedą hity, ale także coś dla miłośników psychodelii czy melancholii.
Niektórzy fani uważają, że z nowym wokalistą wasz zespół już nie będzie taki sam…
– Bo to jest prawda. Myslovitz nie jest taki sam. Odszedł Artur, przyszedł Michał. Dalej jest to Myslovitz i piosenki, które Myslovitz napisał. Dalej jest to taki sam przekaz, melodyjność i energia na scenie. No, może jesteśmy teraz bliżej publiczności, bo Michał – w przeciwieństwie do Rojasa – jest bardzo otwartą osobowością i lubi z publicznością rozmawiać. My też się trochę rozruszaliśmy. Jeśli ktoś lubił nas za piosenki, teksty, przekaz, chrakterystyczną mieszankę melancholii, psychodelii, ciężaru i popowych melodyjnych wokali, dalej to od nas będzie dostawał. A jeśli ktoś kochał się w smutnych oczach naszego wokalisty – cóż, przykro mi. Zostały mu tylko zdjęcia.
A jak Michał zastępuje Artura?
– On nie ma zastępować Artura. Nie szukaliśmy zastępcy ani następcy. Szukaliśmy muzyka, osobowości, człowieka… kogoś, kto będzie mógł być częścią zespołu, stać się częścią nas samych. Kogoś, kto ma podobną do nas wrażliwość na świat, na dźwięki. Kogoś, kto ma coś do zaproponowania. Kogoś, kto z nami nagra następne płyty, następne piękne piosenki, kogoś z kim udamy się tam gdzie chcemy, wreszcie kogoś kto wniesie coś nowego i czymś nas będzie umiał zaskoczyć. Wydaje się, że dobrze trafiliśmy. Michał jest inny, śpiewa inaczej i ma inny głos. Inaczej przeżywa i inaczej się zachowuje. Jest kompletnie inną osobowością niż Artur – bardzo otwarty, daje każdemu taką dziwną energię, taki rodzaj ciepła, jasności, niczym jakiś jogin. Jednocześnie zadziwjająco dobrze do nas pasuje. Doskonale jest zestrojony z tym, co zawsze prezentowaliśmy, z emocjami i z piosenkami. Jest bardzo prawdziwy w naszych piosenkach. A czasem odkrywa je dla nas na nowo. A my dalej gramy to, co zawsze. Wszystkie zmiany jakie się dokonują w nas, czy naszej muzyce, są naturalne. Zmieniamy się z każdą płytą, a jednocześnie jesteśmy dalej tym Myslovitz, które znacie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Nic na siłę. Płyniemy głową do przodu, w pełni naturalnie.
Czy macie tremę przed publicznością w USA?
– Zawsze ją mamy. Każdy koncert to otwieranie się na nowo przed obcymi często ludźmi. To jest bardzo osobisty proces. Poszukiwanie wspólnych obszarów, dzielenie się energią. My nie śpiewamy piosenek o niczym, nie jesteśmy rozbawiaczami, to nie jest po prostu nasz zawód. W każdej piosence znajdują się puzzle z nas samych. To bardzo intymne i powoduje tremę, a czasem i zawstydzenie.
Czy po za koncertami będziecie mieli czas na zwiedzanie USA?
– Plan koncertowy jest dość intensywny, więc raczej będziemy starali się wykorzystać czas jak najlepiej. Wiesz, właśnie zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie myślałem co będę robił w Stanach. Myślę, że wykorzystamy każdą okazję, żeby zobaczyć i przeżyć coś nowego. Masz jakieś propozycje? A może spotkamy ciekawych ludzi, to zawsze fajne i bardzo rozwijające przeżycie.
Lubisz Stany ?
– Lubię, bo wychowuję się z tym krajem na codzień. Filmy, muzyka, kuchnia, wynalazki, internet, tożsamość. Przecież to wszystko jest częściowo „made in USA”. To nie jest kraj-cud, to nie jest kraj-marzenie, ani żaden tam Paradise. Wiem, wiem. Żaden kraj na świecie taki nie jest. Ja lubię Stany, tak samo jak Anglię czy Hiszpanię, bądź Japonię.
Czy myśleliście kiedyś o zrobieniu kariery w USA?
– Nie. Jeśliby się kiedykolwiek coś wydarzyło, jeśli pojawiłaby się szansa, to pewnie byśmy wskoczyli na ten wózek. Ale nigdy nie planowaliśmy tego.
Jakie macie plany i marzenia muzyczne?
– Jeszcze w tym roku chcemy wydać nową płytę lub singiel. W sumie pracujemy już nad następną, powstają wciąż nowe piosenki. Mamy też parę pomysłów, które były nie do zrobienia z Arturem. Generalnie chcemy się dużo bardziej otworzyć na nowe rzeczy. Na nowe projekty, nowe formy współpracy z nowymi ludźmi, muzykami, filmowcami, fotografami. Świat się otwiera i jest to piękne.

 

Jakie macie oczekiwania po koncertach w USA?

– Hm… taniego dolara… Innych oczekiwań nie mamy. Dawno nie graliśmy w Stanach i dlatego nie bardzo wiemy czego możemy się po tych koncertach spodziewać. Nie było nas tu 12 lat. Jesteśmy ciekawi ile się zmieniło w tym kraju i jak funkcjonuje Polonia amerykańska. Ciekawe jaki będzie odbiór zespołu Myslovitz, zwłaszcza po zmianach, które niedawno zaszły (z zespołem rozstał się lider i wokalista Artur Rojek, zastąpił go Michał Kowalonek - red). Ja osobiście mam cichą nadzieje, że pogoda będzie znośna.

Będzie to pierwszy wasz występ w USA w nowym składzie, jaki  repertuar zaprezentujecie Polonii?

– Wiesz, my nadal jesteśmy Myslovitz. Zagramy więc nasze piosenki. Tak dawno nas tu nie było, że czego nie zagramy to i tak będzie po raz pierwszy. W związku z tym zaprezentujemy materiał przekrojowy. Bedą hity, ale także coś dla miłośników psychodelii czy melancholii.

Niektórzy fani uważają, że z nowym wokalistą wasz zespół już nie będzie taki sam…

– Bo to jest prawda. Myslovitz nie jest taki sam. Odszedł Artur, przyszedł Michał. Dalej jest to Myslovitz i piosenki, które Myslovitz napisał. Dalej jest to taki sam przekaz, melodyjność i energia na scenie. No, może jesteśmy teraz bliżej publiczności, bo Michał – w przeciwieństwie do Rojasa – jest bardzo otwartą osobowością i lubi z publicznością rozmawiać. My też się trochę rozruszaliśmy. Jeśli ktoś lubił nas za piosenki, teksty, przekaz, chrakterystyczną mieszankę melancholii, psychodelii, ciężaru i popowych melodyjnych wokali, dalej to od nas będzie dostawał. A jeśli ktoś kochał się w smutnych oczach naszego wokalisty – cóż, przykro mi. Zostały mu tylko zdjęcia.

A jak Michał zastępuje Artura?

– On nie ma zastępować Artura. Nie szukaliśmy zastępcy ani następcy. Szukaliśmy muzyka, osobowości, człowieka… kogoś, kto będzie mógł być częścią zespołu, stać się częścią nas samych. Kogoś, kto ma podobną do nas wrażliwość na świat, na dźwięki. Kogoś, kto ma coś do zaproponowania. Kogoś, kto z nami nagra następne płyty, następne piękne piosenki, kogoś z kim udamy się tam gdzie chcemy, wreszcie kogoś kto wniesie coś nowego i czymś nas będzie umiał zaskoczyć. Wydaje się, że dobrze trafiliśmy. Michał jest inny, śpiewa inaczej i ma inny głos. Inaczej przeżywa i inaczej się zachowuje. Jest kompletnie inną osobowością niż Artur – bardzo otwarty, daje każdemu taką dziwną energię, taki rodzaj ciepła, jasności, niczym jakiś jogin. Jednocześnie zadziwjająco dobrze do nas pasuje. Doskonale jest zestrojony z tym, co zawsze prezentowaliśmy, z emocjami i z piosenkami. Jest bardzo prawdziwy w naszych piosenkach. A czasem odkrywa je dla nas na nowo. A my dalej gramy to, co zawsze. Wszystkie zmiany jakie się dokonują w nas, czy naszej muzyce, są naturalne. Zmieniamy się z każdą płytą, a jednocześnie jesteśmy dalej tym Myslovitz, które znacie. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. Nic na siłę. Płyniemy głową do przodu, w pełni naturalnie.

Czy macie tremę przed publicznością w USA?

– Zawsze ją mamy. Każdy koncert to otwieranie się na nowo przed obcymi często ludźmi. To jest bardzo osobisty proces. Poszukiwanie wspólnych obszarów, dzielenie się energią. My nie śpiewamy piosenek o niczym, nie jesteśmy rozbawiaczami, to nie jest po prostu nasz zawód. W każdej piosence znajdują się puzzle z nas samych. To bardzo intymne i powoduje tremę, a czasem i zawstydzenie.

Czy po za koncertami będziecie mieli czas na zwiedzanie USA?

– Plan koncertowy jest dość intensywny, więc raczej będziemy starali się wykorzystać czas jak najlepiej. Wiesz, właśnie zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie myślałem co będę robił w Stanach. Myślę, że wykorzystamy każdą okazję, żeby zobaczyć i przeżyć coś nowego. Masz jakieś propozycje? A może spotkamy ciekawych ludzi, to zawsze fajne i bardzo rozwijające przeżycie.

Lubisz Stany ?

– Lubię, bo wychowuję się z tym krajem na codzień. Filmy, muzyka, kuchnia, wynalazki, internet, tożsamość. Przecież to wszystko jest częściowo „made in USA”. To nie jest kraj-cud, to nie jest kraj-marzenie, ani żaden tam Paradise. Wiem, wiem. Żaden kraj na świecie taki nie jest. Ja lubię Stany, tak samo jak Anglię czy Hiszpanię, bądź Japonię.

Czy myśleliście kiedyś o zrobieniu kariery w USA?

– Nie. Jeśliby się kiedykolwiek coś wydarzyło, jeśli pojawiłaby się szansa, to pewnie byśmy wskoczyli na ten wózek. Ale nigdy nie planowaliśmy tego.

Jakie macie plany i marzenia muzyczne?

– Jeszcze w tym roku chcemy wydać nową płytę lub singiel. W sumie pracujemy już nad następną, powstają wciąż nowe piosenki. Mamy też parę pomysłów, które były nie do zrobienia z Arturem. Generalnie chcemy się dużo bardziej otworzyć na nowe rzeczy. Na nowe projekty, nowe formy współpracy z nowymi ludźmi, muzykami, filmowcami, fotografami. Świat się otwiera i jest to piękne.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki