Rockaway – dzielnica, w której mieszka pani Wojczulanis została doszczętnie zniszczona. - Ten dzień pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Dokładnie pamiętam - było około 7 wieczorem - kiedy woda zaczęła się wlewać nam do domu. W krótkim czasie ulice i wszystkie domy w pobliżu zostały zalane. Średnio, każdy dom był zalany na wysokość 8 stóp. Woda z zatoki spotkała się z wodą z oceanu, co spowodowało, że cały półwysep Rockaway, w tym Broad Chanel i Breezy Point, znalazł się pod wodą. Większości domów została doszczętnie zniszczona – mówi Wojczulanis.- Siła wody była tak olbrzymia że deptak, który ciągnął sie wzdłuż plaży został całkowicie zdewastowany - praktycznie nic po nim nie zostało. Mało tego, jego elementy rozniosły się po całej dzielnicy, niszcząc domy i ogrody. Część deptaka znalazła się u mojego sąsiada w ogrodzie – opowiada Wojczulanis. - Jednak woda, która wdarła się na ulice i do domów mieszkańców nie była jedynym problemem. Okazuje się, że zakład energetyczny LIPA, który dostarcza prąd w okolicy, nie wyłączył na czas zasilania, co spowodowało ogromne spięcia i transformatory jeden po drugim zaczęły się palić. W wyniku tego zaniedbania spłonęło ponad 100 domów na Rockaway Park, Broad Channel i Breeze Point. Ciężko jest sobie wyobrazić tragedię ludzi, którzy musieli się ewakuować ze swoich domów w tak niebezpiecznych warunkach. – mówi Wojczulanis.
Poszkodowani zostali pozostawieni bez pomocy
Według naszej rozmówczyni władze miasta niewystarczająco otoczyły opieką poszkodowanych przez kataklizm, jaki przeszedł przez metropolię. - Najgorsze jest to, że zostaliśmy zostawieni sami sobie - przez kilka dni od nadejścia nawałnicy nie docierała do nas żadna pomoc. Jedynie policja i straż pożarna, były obecne. Jednak oni swoją uwagę w większości skupiali tam gdzie szalał pożar – mówi Wojczulanis.
Pomoc nadeszła zbyt późno
Mieszkańcy, którzy zostali zalani przez wodę musieli długo czekać, aż ktokolwiek się nimi zajmie. – Dopiero tydzień po przejściu żywiołu dojechały do nas pierwsze transporty z wodą. Wówczas dotarły do nas ubrania, jedzenie i różne potrzebne do podstawowego funkcjonowania rzeczy. Po tygodniu od nadejścia huraganu zaczęto dopiero wywozić śmieci, które zalegały na ulicach – opowiada Wojczulanis. – W momencie kiedy nadciągnęły tuż po huraganie mrozy, większość z nas w dalszym ciągu była pozbawiona prądu, ciepłej wody i ogrzewania – dodaje Wojczulanis. - Dopiero w niedzielę 11 listopada, zobaczyłam pierwszy raz samochody miejskie, które wypompowały niektórym mieszkańcom wodę z piwnic. Do tej pory radziliśmy sobie sami, a nie wszyscy mieli pompy czy generatory prądu żeby usunąć zalegającą wodę z domów. Wojsko dopiero w ubiegły piątek „podarowało” benzynę – opowiada Wojczulanis. Od niedzieli na dobre służby porządkowe wzięły się do pracy i pomagają poszkodowanym z Rockaway – Do tej pory musieliśmy sobie sami radzić z ogromem zniszczeń jakie poczynił huragan Sandy – kończy Wojczulanis.