Cecherz wyznał, że choć teraz czuje się już dobrze, to to, co przeżywał przez 3 tygodnie na długo zapadnie w jego pamięci. Jak wspominał początek walki z koronawirusem: - Zacząłem odczuwać wszelkie możliwe symptomy - ogólne osłabienie, ból głowy, wysypkę. Potem pojawiły się bardzo wysoka temperatura i kaszel tak mocny, że człowiek zaczyna się obawiać, że się udusi. Następnie kontynuował: - To, co zmusiło mnie do pójścia do szpitala to poprzedzająca decyzję noc. Myślę, że to był szczyt walki mojego organizmu z tym wirusem. Człowiek czuje, jak mu miażdży klatkę piersiową, jak nie może oddychać, majaczy, nie ma mowy o śnie. Duszność nieprawdopodobna, ból w klatce piersiowej również.
Zobacz także: Koronawirus. Polak mieszkający w Chinach radzi, na co zwrócić uwagę [WIDEO]
Mężczyzna zachorował w czasie, gdy jeszcze w USA nie doszło do tak masowej liczby zachorowań jak obecnie. Dzięki temu swoją wizytę w szpitalu ocenił bardzo pozytywnie, wspominając: - Człowiek prowadzony jest do odizolowanego gabinetu, tam wykonywane są badania. Momentalnie robią zdjęcie klatki piersiowej, EKG, wymaz z nosa, pobierają krew. Po trzech godzinach w gabinecie, bo łączą się telefonicznie, dostałem telefon, że mogę iść do domu. Wypuszczono mnie więc tego samego dnia. Chorowałem wtedy tydzień.
Jak wyglądał dalszy przebieg jego choroby? Cecherz przyznał, że z każdym dniem po powrocie zaczynał czuć się coraz lepiej. W tym czasie miał też codzienny kontakt z amerykańskim departamentem zdrowia (choć w rozmowach tych nie dostawał żadnych zaleceń dotyczących leków, jedzenia czy też picia. Jak ocenił mężczyzna, w tym czasie była to "po prostu walka organizmu z wirusem".
Polecany artykuł:
Co ciekawe, choroba sprawiła, że mężczyzna schudł aż o 15 kilogramów! Czemu? Mężczyzna wymienił jeden bardzo istotny powód. Jak tłumaczył: - Powinno się wtedy jeść, aby nie osłabiać organizmu, ale, z drugiej strony, nic nie smakuje, wszystko ma posmak metaliczny, nawet woda...