Podczas, gdy mieszkańcy Korei Południowej robią wszystko, aby szybko poradzić sobie z wirusem (np. stale noszą maseczki ochronne, stosują się do obowiązku kwarantanny i zasad dystansu społecznego, dzięki czemu całkiem sprawnie wychodzi tam ograniczenie epidemii), nasz rodak postanowił pójść pod prąd. U 30-latka Polaka potwierdzono zakażenie koronawiusem tuż po przylocie samolotem LOT do Seulu. Pomimo tego faktu, postanowił on złamać zasady obowiązku pozostania w izolacji. Mężczyzna beztrosko wychodził na spacery z psem czy też na zakupy do okolicznych sklepów!
Polak zapomniał, że tamtejsze społeczeństwo jest znacznie bardziej zdyscyplinowane niż nasze, a przypadki wyłamania się z odgórnie przyjętych norm jest piętnowane. Gdy władze dzielnicy w której mieszka podały w informacji prasowej, że trwa domowe leczenie polskiego pacjenta, błyskawicznie zareagowali jego sąsiedzi. Błyskawicznie zaalarmowali oni służby, że mężczyzna nic sobie nie robi z konieczności izolacji i regularnie opuszcza swoje lokum. Z informacji wynikało, że Polak był widziany m.in. w sklepie spożywczym, na placu zabaw dla dzieci oraz w parku, gdy wyprowadzał tam psa.
Liczba donosów sprawiła, że koreańskie służby epidemiologiczne szybko zweryfikowały doniesienia i za pomocą miejskiego monitoringu łatwo ustaliły, że Polak faktycznie nie stosuje się do zasad. Z powodu swojej skrajnie nieodpowiedzialnej postawy trafił on m.in. na pierwszą stronę codziennej gazety Korea Joongang Daily". Przedstawiciel tamtejszego Sanepidu w rozmowie z gazetą krótko poinformował: - Trwa dochodzenie epidemiologiczne. Trudno nam się z nim komunikować, ponieważ osoba ta nie mówi po koreańsku...
Naszemu "renegatowi" grozi teraz kara 3 tysięcy dolarów oraz deportacja z kraju.