Czemu nikt w porę nie zamknął tego szaleńca za kratami? To pytanie zadają teraz niemieckim służbom światowe media. Okazało się, że Anis Amri (24 l.), który prawdopodobnie przeprowadził zamach w Berlinie i jest teraz poszukiwany listem gończym, był świetnie znany policji – i to nie tylko z drobnych przestępstw i handlu narkotykami, ale też z radykalnych poglądów. Kontaktował się z mężczyzną rekrutującym ludzi do Państwa Islamskiego, przeszedł szkolenie z posługiwania się bronią. Był śledzony przez pół roku i zatrzymywany trzy razy. Podejrzewano, że pieniądze z handlu narkotykami przekazuje na zakup broni dla ISIS.
ZOBACZ TEŻ: Zamach w Berlinie. Polski bohater walczył do końca by ocalić ludzi
Posługiwał się sześcioma różnymi nazwiskami, we Włoszech siedział kilka lat w więzieniu. Odmówiono mu azylu i miało dojść do deportacji, ale tak się nie stało, bo wymiana dokumentów między urzędnikami trwała zbyt długo. Za pomoc w zatrzymaniu Amriego wyznaczono nagrodę w wysokości 100 tysięcy euro. 19-grudnia około godziny 20-tej ciężarówka wjechała w świąteczny jarmark w Berlinie. 12 osób zginęło, 48 zostało rannych. Zamachowiec porwał wcześniej pojazd polskiemu kierowcy, a jego samego skatował i zastrzelił. Do zorganizowania ataku przyznało się Państwo Islamskie.