Wielu analityków słusznie zauważa, że polityka zagraniczna Baracka Obamy i ta przyjęta przez Johna McCaina prawdopodobnie tylko nieznacznie różniłyby się od siebie. Zgodnie z tym liczba oddziałów amerykańskich stacjonujących w Iraku miałaby zostać okrojona, z kolei zwiększona liczba żołnierzy w Afganistanie. Zachowano by dotychczasowych tradycyjnych sojuszników.
Gdy mowa o przeciwnikach czy konkurentach Ameryki McCain poszedł o wiele dalej. Prawdopodobnie zaangażowałby amerykańskie siły powietrzne w zniszczenie programu nuklearnego Iranu. Zgadzał się z Bushem, że "terrorystów i radykałów" trzeba uciszyć. Wszystko wskazuje na to, że również w relacjach z Moskwą zająłby twarde stanowisko. Świadczyły o tym np. jego słowa o Putinie: "Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem tam trzy litery - KGB".
Obama nie jest może fanem ONZ, ale twierdzi, że "nikt nie czerpie większych zysków niż my z obserwacji powszechnie przyjętych i panujących zasad". Nie jest pacyfistą, ale dał wyraźny sygnał, że jego zdaniem Ameryka w kwestii polityki międzynarodowej powinna przestać wierzyć tylko i wyłącznie w swą militarną siłę.
Obaj kandydaci wnieśliby również do Białego Domu odmienne temperamenty. Obama to człowiek bardzo cierpliwy, rozważny i refleksyjny. Jego intelektualizm będzie na pewno mile widziany po ośmiu latach prezydentury Busha, osoby niezbyt cierpliwej, wielokrotnie nawet przerywającej swym rozmówcom takimi słowami: "Pospiesz się, to nie jest moje pierwsze rodeo". Obama musiałby jednak sprawić, by jego racjonalizm nie był błędnie odczytywany jako słabość. Europejscy dyplomaci np. skarżyli się, że deklaruje on negocjacje z Teheranem bez przedstawienia wstępnych warunków zmniejszenia nacisku Zachodu na Iran.
McCain jest zupełnie innym typem człowieka: wielokrotnie podejmował decyzje, kierując się intuicją, jest on także osobą impulsywną, nieprzewidywalną, o raczej wybuchowym temperamencie. Lubi ryzyko, w większości sytuacji, gdy przyszło mu dokonywać konkretnego wyboru, skłaniał się za odważniejszą opcją. Jest zdecydowany, odważny i honorowy. Oczywiście te cechy są bardzo pomocne w prowadzeniu polityki zagranicznej, lecz zdarzają się też sytuacje, gdy właśnie one stają się szkodliwe, np. wybuchowość McCaina mogłaby spowodować niejednoznaczność w relacjach Waszyngtonu z innymi ważnymi przywódcami światowymi.
Miesiąc temu w Missisipi, w swej pierwszej debacie prezydenckiej, kandydaci zmierzyli się z amerykańskim orłem, który w jednym szponie dzierżył gałązkę oliwną, w drugim - strzałę. I wyraźnie było wówczas widać, że to Obama był tym, który wyciągał dłoń po gałązkę oliwną, a McCain po strzały.
Michael Fullilove
Dyrektor w Instytucie Polityki Międzynarodowej w Sydney, były doradca premiera Australii, pisze książkę o polityce Franklina Delano Roosevelta