Przypomnijmy: w lutym tego roku cały świat obiegło sensacyjne wyznanie 21-letniej Polki, niejakiej Julii Faustyny Wendell. Młoda kobieta poinformowała, że jest zaginioną przed niemal 16 laty Brytyjką, Madeleine McCann, która jako czterolatka została uprowadzona. Jej rodzice tłumaczyli, że Polka leczy się psychiatrycznie i że to co mówi, nie jest prawdą. 21-latka na początku marca postanowiła uciec z Polski do USA. Pomogła jej w tym dr Fia Johansson, która wcześniej pomagała policji w sprawach zaginionych osób w USA. To właśnie ona poinformowała o ostatecznych wynikach badań DNA, mających potwierdzić słowa Polki. Te jasno wykazały jednak, że Julia nie jest tym, za kogo się podaje!
Więcej: Julia z Polski to zaginiona Madeleine McCann? DNA wyjawiło bolesną prawdę
Po tym, jak jasnym stało się, że Julia nie jest Madeleine McCann, Polka zamilkła na kilka dni aby ostudzić emocje. Zapowiedziała jednak, że w swoim czasie wyda specjalne oświadczenie. W końcu doczekaliśmy tego dnia i dowiedzieliśmy się, jak tłumaczy swoje tegoroczne zachowanie. Możemy już na wstępie zdradzić - jest naprawdę ciekawie!
- Po pierwsze chcę wszystkich zapewnić, że nie jestem kłamczuchą, nie jestem naiwna, nie szukam uwagi, nie robiłam tego dla sławy. Akceptuję wasze opinie, macie prawo mówić, co chcecie o całej sytuacji, ale to, co mnie złości i smuci, to wasza pewność, że racja jest po waszej stronie. W większości tak nie jest - napisała na swoim Facebooku i Instagramie. Według Polki jej celem nie było wywołanie negatywnych emocji ani sprawić przykrości rodzicom zaginionej dziewczynki. Jakby tego było mało, w swoim wpisie zaczęła przekonywać (jakby zapominając choćby o swoim występie w amerykańskiej telewizji), że w sumie nigdy tak naprawdę nie twierdziła ona, że jest zaginioną Maddie. - Nie miałam na celu sprawić przykrości ani wzbudzić żadnych negatywnych emocji u nikogo, zwłaszcza u rodziny McCann. Nie pamiętam większości szczegółów z własnego dzieciństwa, ale niektóre pamiętam i nigdy nie powiedziałam, że jestem Madeleine McCann - napisała.
Następnie kuriozalnie dodała:
Moim celem było zrozumieć, kim naprawdę jestem i co się wydarzyło w mojej trudnej przeszłości
Jak przekonywała, popełniła błąd przy tworzeniu instagramowego profilu, który już zresztą zniknął z sieci. - Użyłam tego sformułowania, aby utworzyć pseudonim dla mojego starego konta na Instagramie. To był mój błąd, wiem o tym i przepraszam za to, ponieważ powinnam użyć słów "Czy jestem Madeleine McCann?", a nie "Jestem Madeleine McCann" - napisała Polka.
Na koniec dodała jeszcze, że nie wzięła żadnych pieniędzy za wywiady i odmawiała oferowanej jej pomocy finansowej. Internetową zbiórkę miała z kolei założyć za namową osób z jej otoczenia. Poinformowała przy tym, że zamierza też skorzystać z pomocy prawników i wyraziła wdzięczność za wsparcie w ciągu mijających tygodni.
Całe oświadczenie (w którym m.in. przekonuje, że była jako dziecko molestowana przez niemieckiego pedofila na oczach własnej matki, wyglądało następująco:
Jak zniknęła Madeleine McCann?
4-letnia wówczas Madeleine McCann zaginęła w 2007 roku. Czteroletnia wówczas córka brytyjskiej pary została uprowadzona z pokoju hotelowego w ośrodku Praia de Luz w Portugalii. Od tamtej pory rodzina jej szuka. Jedną z hipotez było to, że dziewczynkę porwał pochodzący z Niemiec przestępca seksualny Christian Brückner, dziś 45-letni, który był złotą rączką w Praia de Luz w czasie zniknięcia Madeleine. Odsiaduje właśnie siedmioletni wyrok za zgwałcenie 72-letniej kobiety w tym samym ośrodku, którego dopuścił się we wrześniu 2005 roku.