Marek Skulimowski, szef operacji firmy Inglot Cosmetics na Stany Zjednoczone, były wicekonsul RP w Nowym Jorku
- Wojtka Inglota znałem przede wszystkim prywatnie, na długo jeszcze zanim połączyły nas więzi zawodowe. Wspaniały człowiek i przyjaciel. Fakt, że stał się moim szefem, nigdy nie zaburzył naszych relacji. Wojtek potrafił być jednym i drugim. Wiele się od niego nauczyłem i była to piękna szkoła życia. O tym, że z Wojtkiem jest bardzo źle, dowiedziałem się jeszcze podczas reanimacji. Potworny szok i uczucie bezradności, że nic nie da się zrobić. W poniedziałek miałem wyjechać po niego do Newarku. Straciliśmy genialnego przedsiębiorcę, chemika i projektanta, człowieka, który stworzył swoją markę od zera. Wojtek zawsze miał pełną kontrolę nad wszystkim, firma była jego dzieckiem i pasją życia. Zawsze był dumny z tego, że jest Polakiem i że 95 proc. produkcji firmy wykonywanej jest w Polsce. I choć jest osobą niezastąpioną, to o samą firmę jestem spokojny. Wojtek stworzył imperium. Inglot Cosmetics jest obecnie olbrzymią, doskonale zarządzaną firmą. Jestem pewien, że przetrwa najtrudniejsze momenty.
Dariusz Knapik, właściciel Victoria Consulting & Development, Wielki Marszałek Parady Pułaskiego 2011 roku
- Znaliśmy się od wielu lat, i to na gruncie prywatnym i zawodowym. Poznali nas w Nowym Jorku nasi wspólni znajomi, gdyż Wojtek, jak ja, pochodził z Przemyśla. Kiedy otwierał swój salon na Times Square, moja firma uczestniczyła w jego budowie. Podobnie zresztą jak w przypadku jego studia w Chelsea Market. Firma Inglot Cosmetics była jego dzieckiem, a każde otwarcie sklepu było dla niego przeżyciem. W Przemyślu to był niezwykle ceniony człowiek, jeden z największych pracodawców w regionie, za chwilę miał otrzymać honorowe obywatelstwo miasta. Trudno nie docenić jego zasług, jeśli chodzi o promocję Polski i polskiego przemysłu na świecie. Wojtek Inglot był świetnym biznesmenem, ale przede wszystkim był również nietuzinkowym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem. Wiem, że bezinteresownie pomógł wielu osobom. Dbał o wszystkich, ale nie do końca potrafił zadbać o siebie. Jestem w ogromnym szoku po tej wiadomości.
Paweł Gąsior, prezes PAGA (Polish American Golf Association)
- Co można powiedzieć w takiej chwili? To był jeden z najlepszych ludzi, jakich znałem. Nie mam wręcz słów, aby opisać to, jak się czuję. Znaliśmy się długo, jeszcze zanim powstał jego sklep w Nowym Jorku. To był wspaniały kolega i przyjaciel. Nigdy nie żałował serca i pieniędzy, będąc sponsorem wielu polonijnych imprez sportowych, między innymi US Open Goes Polish czy też Polonia Open na Florydzie. Niezwykle towarzyski i uśmiechnięty, potrafił rozruszać każdą imprezę. Z entuzjazmem podchodził do każdego projektu. I to mimo zmęczenia, bo był człowiekiem niezwykle zapracowanym, który w ciągu jednego tygodnia potrafił być w 3 strefach czasowych. Nowy Jork traktował jednak zawsze jak swój drugi dom. Mieliśmy duże plany na przyszłość, a dosłownie za kilka dni mieliśmy lecieć razem na Florydę na turniej golfowy. To olbrzymia strata.
Marcin Żurawicz, fotograf i dziennikarz
- Wielokrotnie spotykaliśmy się podczas jego wizyt w metropolii i zawsze były to spotkania z człowiekiem pełnym pasji, energii i niezwykle ciekawym życia. Miał podejście do ludzi i bez względu na to ,z kim rozmawiał, był taki sam. Serdeczny i wylewny, miał ujmującą, niezwykłą osobowość. Można było porozmawiać z nim na każdy temat. Kiedyś zabrałem go do nowojorskiej pracowni Rafała Olbińskiego, którego twórczość bardzo cenił. Pamiętam, że cieszył się wtedy jak dziecko. Chociaż modelem z pewnością nie był cierpliwym. "Miejmy to już za sobą" - mówił, jak tylko przykładałem aparat do oka. Dla mnie bardziej pasjonat niż biznesmen, choć firmą zarządzał niewątpliwie świetnie. Spotkałem kilku ludzi, którzy pracowali u niego. Każdy wypowiadał się o Wojtku z dużym uznaniem i szacunkiem, nawet nie wiedząc, że znam go prywatnie. A to jednak zdarza się bardzo rzadko. Trudno mi uwierzyć, że nie zobaczę go już więcej.