Jak podaje Fox News Elżbieta Plackowska (40 l.) zabiła syna ze złości na męża, a dziewczynka, którą się opiekowała, zginęła, bo była świadkiem zdarzenia – taką wersję ustaliła prokuratura, odkrywając w sądzie makabryczne szczegóły morderstwa. Plackowska czuła, że mąż nie docenia, jak dobrą jest żoną i matką – mówił prokurator generalny Robert Berlin. – Powiedziała detektywom, że jak zabije syna, to zrani męża tak, jak ona cierpiała w ich związku. Podczas przesłuchania w sądzie okazało się, że kobieta czuła się rozgoryczona brakiem obecności męża, który jest kierowcą ciężarówki i rzadko przebywa w domu. Plackowska w amoku i w złości na męża zasztyletowała 7-letniego synka - Justina, zadając mu ponad sto ciosów nożem - dodatkowo poderżnęła dziecku gardło. Całemu zdarzeniu przyglądała się malutka 5-letnia Oliwia Dworakowska, która również została zadźgana przez swoją opiekunkę we własnym domu. Dziewczynce kobieta zadała 50 ciosów. Gdy policja przyjechała na miejsce krwawej zbrodni znalazła ciało dziewczynki na łóżku, a chłopca obok na podłodze. Justin miał rany na głowie, twarzy, szyi i plecach. Oficerowie śledczy znaleźli dwa zakrwawione noże: jeden w kuchni, a drugi w samochodzie Plackowskiej. Kobieta zabiła także dwa psy należące do rodziny.
Elżbieta Plackowska usłyszała dwa zarzuty morderstwa z premedytacją. Kobieta podczas przesłuchania usiłowała się bronić i na poczekaniu wymyślała różne wersje wydarzeń. Jedną z nich była ta, że ktoś włamał się do mieszkania i zabił dzieci, gdy ona paliła papierosa. Potem mówiła, że walczyła z demonem i próbowała od niego wyzwolić dzieci, zabijając je. Ostatecznie przyznała, że zaatakowała syna ze złości na męża. Mąż morderczyni zaprzecza jakoby para miała problemy małżeńskie. Jeśli kobieta zostanie skazana, resztę życia spędzi w więzieniu.