Niewiele brakowało, a świat stanąłby w obliczu wielkiego kryzysu. Gdyby nie Lech Kaczyński (59 l.), który razem z przywódcami Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy zmontował koalicję przeciwko wojnie na Kaukazie, rosyjska inwazja na Gruzję mogła tak szybko się nie skończyć.
Wczoraj późnym wieczorem, w podniosłym przemówieniu na placu przed parlamentem w Tbilisi, prezydent Rzeczpospolitej Polskiej mówił:
- Jesteśmy tu po to, aby podjąć walkę. Nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Rosja znów chce podporządkować sobie sąsiednie kraje. My mówimy nie!
Gdy polski prezydent przemawiał do zgromadzonych na wiecu ponad 150 tys. osób, jego słowa co chwila przerywały owacje. Dokoła łopotały flagi Gruzji, Polski, Ukrainy i USA. Wzruszeni Gruzini nie ukrywali łez. W ten sposób mieszkańcy stolicy bombardowanego kraju dziękowali naszemu prezydentowi i przywódcom pozostałych państw za przybycie i wsparcie.
Prezydent razem z głowami innych europejskich państw do stolicy Gruzji dotarł około godziny 21, po długim locie zakończonym w Azerbejdżanie, gdyż pilot ze względu na kontrolowanie gruzińskiego nieba przez Rosję nie zgodził się na lądowanie w Tbilisi. Resztę drogi przywódcy odbyli samochodem.
Lech Kaczyński podkreślił, że Europa Środkowa ma odważnych przywódców. - Dziś jesteśmy tu razem. Potrafimy się przeciwstawić, jeśli Europa będzie reprezentować wspólne wartości. Powinno tu być 27 państw - kontynuował prezydent.
- Rola, jaką Polska odegrała w powstrzymaniu Rosji, wzmocni pozycję naszego kraju na arenie międzynarodowej. Widać, że zdobywamy coraz większy wpływ na politykę UE względem Rosji - ocenił profesor Wojciech Roszkowski (61 l.), historyk i eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości.
Słynny historyk, prof. Richard Pipes (85 l.), uważa nawet, że Polska uratowała świat przed wojną.