Po 13-godzinnym dniu pracy w East Hempstead w Nassau pojechał ze współpracownikami do restauracji na obiad. Kiedy wysiadał ze swojego samochodu napadł go obcy mężczyzna. - Kiedy zbliżał się do mnie nie miałem pojęcia, jakie ma zamiary, czy chce mnie obrabować czy pobić.Wysiadł z drogiego samochodu, trochę mnie to uspokoiło. Kiedy podszedł już blisko uderzył mnie mocno - opowiadał później już w szpitalu. Napastnik pobił Johna tak brutalnie, że trzeba go było przewieźć samolotem do szpitala na Florydzie. Ma złamaną szczękę, kilka złamań. Czeka go poważna operacja. - Wstawią mi w twarz płytkę, będzie nade mną pracować trzech chirurgów - mówił John. Po tym bestialskim pobiciu napastnik uciekł sprzed restauracji. Rodzina Johna była rozgoryczona tym wydarzeniem. - Byłam załamana, kiedy się o tym dowiedziała. John jest takim dobrym człowiekiem, pojechał pomagać, a spotkało go coś takiego - mówiła siostra Mary Anne. Policja poszukuje napastnika i przegląda nagrania z kamer bezpieczeństwa. John był w grupie 24 ochotników z Florydy, którzy przyjechali pomagać po huraganie. Na Long Island w kilku miejscach ludzie do tej pory nie mają w domach prądu. Mieszkańcy Long Island są tym coraz bardziej zdenerwowani. Ale pobicie Johna nie było reakcją na ten długotrwały brak elektryczności, ale zwykłym bandyckim napadem. John nie ma pojęcia kto i dlaczego to zrobił. Mimo tak przykrego zakończenia pobytu w metropolii John nie zmieni zdania o nowojorczykach. - Wielu ludzi przynosiło nam jedzenie, kiedy pracowaliśmy, byli dla nas mili - powiedział.
Pomoc odpłacona brutalnym pobiciem
2012-11-14
21:36
John Applewhite (34 l.) z Florydy przyjechał do Nowego Jorku, by pomóc ludziom poszkodowanym przez Sandy. Jest elektrykiem i ma swoją firmę w Lakeland koło Tampy. Zamiast podziękowań spotkało go okrucieństwo.