54-latka pojechała do Ameryki Południowej na kurs "rozwoju duchowego". Wypiła szamański napój Ayahuasca i umarła
Moda na tak zwany "rozwój osobisty" zatacza coraz szersze kręgi, a jakość kursów czy książek na ten temat delikatnie mówiąc często pozostawia wiele do życzenia. Zainteresowała się tym wszystkim także niejaka Maureen Rainford (+54 l.) z Wielkiej Brytanii. Jak dziś wspomina zrozpaczona rodzina 54-latki z córką na czele, kobieta uwielbiała podróże, przygody i próbowanie nowych rzeczy. Oferta wyprawy do Ameryki Południowej połączonej z zajęciami mającymi wywołać rozwijające duchowo refleksje o życiu wydawała jej się bardzo ciekawa. Nikt nie podejrzewał, że to wszystko może mieć tragiczny finał. Maureen Rainford ruszyła w podróż, a na miejscu spotkała się z organizatorami tajemniczego kursu w specjalnym ośrodku. Jak się okazało, nie zalecali oni tylko medytacji i wycieczek po dżungli, ale także picie "magicznego napoju". Chodziło o tak zwaną Ayahuascę, tradycyjny napój południowoamerykańskich Indian, który wywołuje wizje i niezwykłe przeżycia. Zdarzało się, że do picia go przyznawali się celebryci, w tym książę Harry, a na polskim podwórku Kasia Kowalska, Tomasz Karolak czy Margaret. Ale to, co u jednych wywoła tylko mdłości, u drugich może źle się skończyć.
„Chcę zwiększyć świadomość na temat tych miejsc wśród ludzi kuszonych eleganckimi broszurami sprzedającymi marzenia”
54-latka z Wielkiej Brytanii wypiła napar i już po paru minutach poczuła się bardzo źle. Po godzinie już nie żyła. Jak potem opowiedziała "The Sun" 31-letnia Rochel, córka Maureen Rainford, organizatorzy kursu jej zdaniem chcieli zamieść sprawę pod dywan, organizując pospieszny pogrzeb i informując mgliście o "medycznym epizodzie", jakiego doświadczyła jej matka. Ale kobieta nie odpuściła i przy pomocy konsulatu doprowadziła do sekcji zwłok, która pokazała, że powodem zgonu był atak serca. "Gdy w odludnym miejscu rozdawane są halucynogenne narkotyki, powinien być przy tym przeszkolony medyk w gotowości. Eric [pracownik ośrodka] próbował nalegać, aby ją skremować w Boliwii, ponieważ jej ciało uległoby rozkładowi, ale nie chciałam żadnego tuszowania” - powiedziała córka 54-latki. „Chcę zwiększyć świadomość na temat tych miejsc wśród ludzi kuszonych eleganckimi broszurami sprzedającymi marzenia” - dodaje kobieta.