To była dramatyczna niedziela (8 stycznia). Dziesiątki tysięcy demonstrantów, popierających byłego brazylijskiego prezydenta Jaira Bolsonaro, wtargnęły do budynków rządowych - między innymi sądu, kongresu i pałacu prezydenckiego. Niszczyli wszystko, co spotykali na swojej drodze, rozkradli cenne przedmioty, a także broń z prezydenckiego biura ochrony. Budynki, cenne architektonicznie, wyglądają teraz jak po zniszczeniach w wyniku klęski żywiołowej. Dokładnie widać to na zdjęciach. Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva niedzielne wydarzenia nazwał "barbarzyńskimi", stwierdził też, że brak odpowiednich zasad dotyczących bezpieczeństwa pozwolił "faszystowskim" zwolennikom Bolsonaro przełamać kordony utworzone przez brazylijskie wojsko przed budynkami rządowymi.
Zamieszki w Brazylii. Kto sfinansował szturm na budynki rządowe?
Policja przejęła budynki rządowe po trzech godzinach oblężenia. Zawieszony już gubernator stanu federalnego, w którym znajduje się Brasilia, Ibaneis Rocha przekazał, że zatrzymano 400 osób. Minister sprawiedliwości Flavio Dino poinformował, że śledztwo w sprawie szturmu ma na celu odkrycie, kto sfinansował kilkaset autobusów, które przywiozły zwolenników Bolsonaro do stolicy oraz "zbadanie, czemu Rocha nie przygotował odpowiednio ochrony budynków. Ich okupacja była planowana co najmniej od dwóch tygodni za pośrednictwem platform społecznościowych, takich jak Telegram i Twitter, jednak siły bezpieczeństwa nie podjęły żadnego ruchu, aby zapobiec atakowi" - podała agencja Reutera.
Szturm w Brazylii jak atak na Kapitol?
Tymczasem prezydent Brazylii w nocy z niedzieli na poniedziałek (8/9 stycznia) udał się do zniszczonego pałacu prezydenckiego i budynku sądu, by pokazać skalę strat. Jest zatrważająca. Zapowiedział przy okazji: "Jutro wracamy do pracy w pałacu prezydenckim. Zawsze demokracja". Niedzielny szturm w Brazylii już jest porównywany do tego, jaki 6 stycznia 2021 roku został przeprowadzony na amerykański Kapitol przez zwolenników Donalda Trumpa. Wydarzenia w Brazylii zostały potępione przez głowy państw z różnych stron świata.
Jair Bolsonaro zabrał głos w sprawie niedzielnych wydarzeń. Skrytykował działania swoich zwolenników. "Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule" - napisał na Twitterze.