Służby walczą z pożarem od poniedziałku 23 lipca. Wszystko rozpoczęło się w okręgu Shasta, gdzie znajduje się 90-tysięczne miasto Redding. Rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjają wysokie temperatury, niska wilgotność oraz wiatr. Strażacy mówią, że na miejscu powstają kikumetrowe "ogniste tornada", które zasysają wszystko co mają na swojej drodze. Silny wiatr dodatkowo przewraca drzewa i uszkadza samochody.
Jak informują lokalne media, ogień odebrał życie już pięciu osobom. Strażakowi, operatorowi sprycharki (który brał udział w akcji ratunkowej), dwójce dzieci i ich babci. Od poniedziałku trwają też poszukiwania 17 osób uznanych za zaginione. Z powodu zagrożenia, służby ratunkowe i władze zdecydowały o ewakacji około 38 tysięcy osób.
Sprawa jest na tyle poważna, że w sobotę prezydent USA ogłosił stan zagrożenia w Kalifornii. Donald Trump zobowiązał też federalny rząd do zabezpieczenia dodatkowej pomocy ze względu na ten niszczycielski żywioł. Ogłoszenie tego stanu, pozwala na wykorzystanie zasobów i niezbędnego sprzętu należącego do Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego.
W piątek zatrzymano osobę podejrzewaną o podłożenie ognia, 32-latkowi postawiono 15 zarzutów karnych.