Samolot linii Ryanair, który leciał z Aten do Wilna w niedzielę lądował awaryjnie na lotnisku w Mińsku z powodu rzekomej bomby na pokładzie. Bomby nie było, za to na pokładzie znajdował się bloger, aktywista opozycyjny i dziennikarz Raman Protasiewicz, który po lądowaniu został zatrzymany przez białoruskie służby. Kraje europejskie, Stany Zjednoczone i ONZ potępiły białoruskie służby, a podczas unijnego szczytu kraje Unii Europejskiej ogłosiły kolejne sankcje wobec Białorusi m.in. o zakazie przelotów przez przestrzeń powietrzną Unii Europejskiej dla białoruskich linii lotniczych i uniemożliwieniu im dostępu do portów lotniczych UE.
WIĘCEJ Klamka zapadła, przywódcy UE zdecydowali. Będą kolejne sankcje dla Białorusi
Opozycyjni politycy białoruscy apelowali do środowiska międzynarodowego, że Pratasiewicz jest w niebezpieczeństwie, a Franak Viačorka, polityk i współpracownik przebywającej na Litwie liderki opozycji białoruskiej Swiatłany Cichanouskiej, informował na swoim Twitterze, że zatrzymany dziennikarz przebywa w szpitalu w Mińsku. „Jest w stanie krytycznym z powodu problemów z sercem” - napisał.
O problemach z sercem miała wspominać Biełsatowi matka 26-latka, Natalla Pratasiewicz, a takie informacje otrzymała od osób ze środowisk medycznych. „Raman ma problemy z sercem, nie został z tego powodu powołany do wojska. Pewnego dnia miał stan przedzawałowy. Wszyscy mamy problemy z sercem po żeńskiej linii. Ja, córka, dziadkowie. Gdyby coś mu tam zrobiono, mogłoby to wywołać atak serca” - mówiła Natalla Pratasiewicz. Informacje zostały rozprzestrzenione dalej m.in. przez Tadeusza Giczana z internetowego kanału Nexta.tv. Z kolei ojciec Ramana, Dmitrij Pratasiewicz, poinformował, że nie ma żadnych oficjalnych informacji o jego synu, również tych związanych z jego zdrowiem. Według ojca informacja o pobycie w szpitalu ma być elementem dezinformacji. "Ta informacja nie jest zgodna z prawdą" – podało zaś białoruskie MSW. By to udowodnić późnym wieczorem w poniedziałek do sieci trafił film, w którym wypowiada się sam zatrzymany.
„Dzień dobry, nazywam się Raman Pratasiewicz. Wczoraj zostałem zatrzymany na lotnisku w Mińsku. Obecnie znajduję się w 1. areszcie śledczym miasta Mińska. Mogę zapewnić, że nie mam żadnych problemów ze zdrowiem, w tym z sercem ani z żadnymi innymi organami. Zachowanie funkcjonariuszy jest maksymalnie prawidłowe i zgodne z prawem” - mówił na nagraniu wideo zatrzymany aktywista. Nagranie pojawiło się najpierw na prorządowym kanale Żółtyje Sliwy w serwisie Telegram, a później w telewizji. Franak Viačorka twierdzi, że nagranie dowodzi pobicia Pratasiewicza i zmuszenia go do złożenia takiego oświadczenia. To jeden z mechanizmów białoruskich służb. Do podobnego nagrania została zmuszona sama Cichanouska, gdy została zatrzymana przez władze. Miała wtedy mówić, by jej zwolennicy zaprzestali protestować.
WAŻNE Cichanouska leciała tym samym lotem, co Protasiewicz. Ale tydzień wcześniej
Nagraniu przyjrzała się Daria Domaradzka-Guzik, ekspertka od mowy ciała, trenerka wystąpień publicznych i komunikacji. Jak podała na swoim Twitterze, na którym analizuje wystąpienia głównie polityków i polityczek, wątpi w przekaz. „Ściskanie i rozprostowywanie palców, bezwiedne próby unoszenia dłoni, szybsze mruganie, przymykanie spojrzenia, mikroekspresja grymasu, jednostajny ton głosu i mówienie na niemal jednym wydechu” - wyliczała. „To częste sygnały zdenerwowania i silnego stresu. Wątpię w przekaz” - dodała.