„Super Express”: - Zacznijmy od aktualnej sprawy, pana wieczornego spotkania z Jarosławem Kaczyńskim tuż przed wylotem do Nowego Jorku? Zarzucono panu brak samodzielności. Musi się pan radzić szefa Prawa i Sprawiedliwości w każdej ważniejszej sprawie?
Andrzej Duda: - Konkurenci polityczni, którzy dzisiaj walczą w wyborach stawiają mi przeróżne zarzuty. Cóż, widocznie nie są zadowoleni z tego, że Polacy wybrali mnie na urząd Prezydenta RP. Co do wieczornego spotkania, to odbyło się ono po premierze filmu o Rotmistrzu Witoldzie Pileckim w reżyserii Mirosława Krzyszkowskiego. Po premierze udałem się do Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, prezydenta z którym blisko współpracowałem. Prezydenta, który wytyczył pewną drogę dla polskiej polityki międzynarodowej. To był dla mnie ważny moment i ważne miejsce, w którym znajdują się pamiątki po prezydencie. Nie widzę w tym spotkaniu nic niezwykłego. Może ktoś chce dostrzegać coś nadzwyczajnego w tym, że prezydent jako osoba prywatna z kimkolwiek się spotyka. Ja uważam, że po prostu można.
O czym panowie rozmawiali?
O różnych rzeczach, także o wspomnianych pamiątkach, które są tam przechowywane. W Instytucie znajduje się wiele bardzo cennych rzeczy. Choćby odznaczenia, które prezydent Kaczyński swojego czasu otrzymał. To bardzo specyficzne miejsce. Ważne dla mnie, ale także wielu innych ludzi. A przede wszystkim dla Jarosława Kaczyńskiego. W końcu jakby nie było, był to jego brat.
Dwie i pół godziny rozmawiali panowie o pamiątkach? Nie wierzymy.
Bardzo dawno się nie widzieliśmy. Konkurenci polityczni próbują się dopatrywać tu różnych rzeczy, a ja oczywiście jestem krytykowany za wszystko co zrobię. Podchodzę jednak do tego spokojnie. Nie wiem dlaczego ktoś jest zdumiony tym, że spotyka się dwóch ludzi, którzy znają się od lat. Znam się przeciez z Jarosławem Kaczyńskim od dawna, jest szefem ugrupowania, z którego tak niedawno startowałem w wyborach prezydenckich. Nie widzę w tym żadnego problemu.
Zwycięstwo wyborcze zapewniło Panu między innymi wzywanie do zakończenia podziałów w społeczeństwie. Jak w tym kontekście odczytać unikanie spotkania z premierem rządu Ewą Kopacz przez ostatnie dwa miesiące!?
Pani premier prowadzi w tej chwili kampanię wyborczą. I w mediach bez przerwy wzywa mnie do spotkania. Dla mnie jest to rozgrywka związana z kampanią. Ja się spotykam, aby rozmawiać o kwestiach merytorycznych. Właśnie dlatego spotykam się z ministrami, którzy załatwiają konkretne sprawy. I z nimi uzgadniam choćby to, co będzie prezentowane poza granicami Polski. Kierunki rozmów, które mają być przeze mnie prowadzone. I ta współpraca według mnie funkcjonuje dobrze. Ostatnio widziałem się na przykład z szefową MSW Teresą Piotrowską, szefem MSZ Grzegorzem Schetyną, czy szefem MON Tomaszem Siemoniakiem. To są te obszary, które są ważne w tym momencie, albo którymi też się zajmuję. Ta współpraca istnieje. Natomiast Pani Premier prowadzi kampanię i to widać.
Czy składając projekt ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego – czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn, brał pan pod uwagę, że Polakom będzie w ten sposób wypłacana znacznie niższa emerytura?
Nie tak dawno Polaków przymuszono do pracy do 67 roku życia. Ja uznałem, że Polakom należy się wolność i swoboda w kwestii przejścia na emeryturę. Podczas spotkań wyborczych obywatele prosili mnie, żebym zajął się sprawą dotyczącą obniżenia wieku emerytalnego. I obiecałem, że jak zostanę prezydentem złożę stosowną ustawę do Sejmu, która obniża wiek emerytalny. I zrobiłem to. Prawo do emerytury jest rzeczą bardzo ważną. Obywatel powinien mieć możliwość wyboru czy w określonym przez ustawę wieku chce już to zrobić. Wielu, kiedy osiąga wiek emerytalny ma już wnuki, którymi chce się zająć. Seniorzy zmieniają plany życiowe i po osiągnięciu wieku emerytalnego chcą zajmować się czymś innym niż podczas pracy zawodowej. Daję takim osobom szanse na dokonanie wyboru. Chcą pracować na swoją emeryturę dłużej? Jak najbardziej mogą być aktywni zawodowo.
Skoro o emeryturach, to może warto wprowadzić jakieś przywileje dla Polaków, którzy po latach emigracji chcieliby wrócić na stałę na emeryturę do Polski?
W Polsce powinna być prowadzona politytka dotycząca seniorów powracających z emigracji. Stosowna ustawa powinna obejmować wszystkie kwestie z tym związane. Obiecalem to podczas kampanii wyborczej i słowa dotrzymam. Dziś wiele osób pracuje za granicami kraju i z pewnością będą chcieli kiedyś wrócić i spędzić w ojczyźnie resztę życia. Liczę na to, że wielu Polaków, którzy dziś mieszkają na emigracji, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, będzie chciało do Polski wrócić. I to nie tylko seniorów, ale także ludzi młodych.
Żaden poprzedni prezydent nie odwoływał się do polonii tak często jak pan. Podczas tej wizyty spotkał się pan z nią w kościele, Konsulacie, w greenpoinckim parku. Czy jest to jednorazowa próba odwdzięczenia się polonią za duże poparcie w wyborach?
Nie, to coś trwałego. Spotykałem się z polonią już wcześniej, jeszcze jako poseł byłem w Chicago, jej sprawy zawsze były dla mnie istotne. Także miejsca, które są ważne z historycznych względów. Chciałem też jeszcze raz podziękować polonii za szerokie poparcie. I zapewnić, że w przyszłości jedna kwestia pozostaje najważniejsza: chciałbym, żeby Polska wreszcie wykorzystała ten potencjał, który drzemie w polonii. Nie mam zamiaru nikogo pouczać, jak powinien działać. Polacy w Stanach i wielu innych miejscach na świecie doskonale się odnajdują i potrafią funkcjonować. Chciałbym ich raczej zapytać, w jaki sposób Polska jako państwo, nasze władze, powinny działać, żeby potencjał polonii wykorzystać. Zarówno ten obecny, jak i przyszły. Dziś Polacy w USA zajmują wiele eksponowanych stanowisk w polityce i biznesie. Te doświadczenia i kontakty mogą być doskonale spożytkowane dla Polski. Jest też kwestia rozwijania współpracy kulturalnej, żeby Polacy poza granicami mieli poczucie łączności z krajem.
Ma pan jakiś plan, dzięki któremu polonijne organizacje, polskie szkoły dokształcające działające na rzecz Polaków w Stanach, będą mogły liczyć na wsparcie ?
Będziemy gwarantować wsparcie państwa Polskiego dla polonijnych szkół pod każdym względem. Chciałbym aby polonijni nauczyciele otrzymali wsparcie programowe i finansowe. Każdy polonijny nauczyciel powinien mieć taki sam status jak jegokoledzy pracujący w Polsce. Chcemy również wyrównać status uczniów. We wszystkich krajach, które odwiedziłem jako Prezydent, słyszałem uwagi ze strony rodziców i nauczycieli, że status nauczyciela pracującego za granicą jest zbyt niski i powinien być taki jak w kraju. To samo dotyczy uczniów. Zrównać ich uprawnienia z rodakami chodzącymi do szkół w Polsce. Uczniowie polonijni przyjeżdżający na wakacje do ojczyzny powinni mieć prawo np. do korzystania z legitymacji szkolnych dających im zniżki. To są gesty, które Polska mogła uczynić, ale do tej pory nie uczyniła. Obiecuję, że się tym sprawami zajmę.
Przed wyjazdem sporo obiecywano sobie po pańskim spotkaniu z prezydentem USA Barackiem Obamą. Jakie tematy pan poruszył podczas rozmowy?
Rzeczywiście, spotkanie z prezydentem USA było planowane od pewnego czasu. I liczę, że przyniesie ono pożytek Polsce.
Pożytek w sprawach wizowych? To zawsze budzi wielkie zainteresowanie Polonii.
Pożytek w różnych kwestiach, ale kwestia wizowa też jest bardzo ważna. Wiem, że jest problem z procedowaniem projektu ustawy, który złożono w Izbie Reprezentantów. Mogę tylko zaapelować do wszystkich Polaków i środowisk polonijnych w USA, żeby tę sprawę monitorować. Pisać petycje, wysyłać listy, wywierać nacisk. Jako były poseł wiem, jak bywa to skuteczne, kiedy wiele setek czy tysięcy osób w jednej sprawie domaga się konkretnego działania od parlamentu. To przynosi dobre efekty. Wtedy widać, że jest zaintersowanie sprawą wśród wyborców. I że jest to dla nich sprawa naprawdę istotna.
Rozmawiali Agnieszka Granatowska i Marcin Żurawicz
Foto Konrad Łata