A jednak nie było niespodzianki! Faworyt wyborów prezydenckich w USA zwyciężył. Chociaż liczenie głosów trwa, to nic już nie zatrzyma Joe Bidena (78 l.) w drodze do Białego Domu. Wszystko stało się jasne wczoraj, kiedy ogłoszono wyniki głosowania w Pensylwanii. Przewaga Bidena w tym stanie sprawiła, że liczba uzyskanych przez demokratę głosów elektorskich przekroczyła magiczną barierę. Żeby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, należy bowiem zebrać 270 głosów elektorskich.
Zdecydowała właśnie Pensylwania, dzięki której ten próg został przekroczony i Biden miał już 274 głosy. Nie był to koniec, bo w Nevadzie otrzymał kolejne i obecnie ma ich już 279, zaś Trump 214. W powszechnym głosowaniu Biden dostał 74 milionów głosow, więcej niż którykolwiek prezydent USA w historii. "Będę prezydentem, który nie chce dzielić, ale chce łączyć, nie widzi stanów czerwonych i niebieskich, ale widzi Stany Zjednoczone. Chcę odbudować kręgosłup tego kraju, czyli klasę średnią. To czas na uzdrowienie" - mówił Biden po tym, jak stało się jasne, że wygrał.