Dr Walery Sołowiej: Prigożyn żyje i ma się dobrze. W katastrofie lotniczej w Rosji zginął jego sobowtór
Szef Grupy Wagnera został pochowany na cmentarzu w Sankt Petersburgu podczas cichej ceremonii. Wcześniej przedstawiciele rosyjskich władz ogłosili, że po przeprowadzeniu badań DNA szczątków znalezionych na miejscu katastrofy lotniczej w obwodzie twerskim można potwierdzić, iż Jewgienij Prigożyn był wśród ofiar. Ale niektórzy nadal twierdzą, że Prigożyn żyje i mógł na przykład sfingować swoją śmierć. W 2019 roku już raz przecież "oficjalnie" ogłaszano jest zgon, ale doniesienia te okazały się mocno przesadzone. Teraz teorię o tym, że szef wagnerowców żyje i ma się dobrze, poparł dr Walery Sołowiej, były profesor w moskiewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych. Cytowany przez Daily Mail naukowiec uważa, że w katastrofie nie zginął wcale prawdziwy Prigożyn, tylko jego sobowtór, którym Prigożyn posługuje się nie od dziś podobnie jak Władimir Putin. Prigożyn „żyje, ma się dobrze i jest wolny” - stwierdził Sołowiej. „Po pierwsze, samolot, którym miał lecieć Jewgienij Prigożin, został zestrzelony przez rosyjski system obrony powietrznej. Na pokładzie nie doszło do eksplozji. Został zestrzelony z zewnątrz. Operacja została opracowana w Radzie Bezpieczeństwa i została osobiście zatwierdzona przez rosyjskiego prezydenta” - zaczął naukowiec. „Samego Prigożyna nie było na pokładzie. Zamiast niego leciał jego sobowtór. Swoją drogą Władimir Putin doskonale o tym wie. Jeśli ktoś wierzy oficjalnym oświadczeniom władz rosyjskich, to co mogę powiedzie...?” - mówił dalej. Jak dodał, na początku przyszłego miesiąca ujawni kraj, w którym przebywa prawdziwy Prigożyn. Na razie zdradził jedynie, że nie jest to kraj afrykański.
Katastrofa samolotu wagnerowców miała miejsce 23 sierpnia. Według oficjalnej wersji wydarzeń zginął w niej Jewgienij Prigożyn
Samolot lecący z Moskwy do Sankt Petersburga z całym dowództwem Grupy Wagnera na pokładzie rozbił się w obwodzie twerskim w Rosji, zaledwie 50 kilometrów od rezydencji Władimira Putina na Wałdaju. Wszyscy pasażerowie i członkowie załogi zginęli na miejscu. W mediach pojawiły się zdjęcia płonących szczątków maszyny, a potem rosyjska agencja transportu lotniczego potwierdziła, że wśród ofiar jest m.in. Jewgienij Prigożyn. Od początku mnożyły się teorie na temat śmierci szefa Grupy Wagnera, niektórzy nawet podważają to, czy w ogóle zginął. Przecież w 2019 roku już raz przedwcześnie ogłoszono jego śmierć. W mediach społecznościowych niektórzy piszą, że Prigożyn mógł sfingować swoją śmierć, a tak naprawdę uciec drugim samolotem widzianym blisko miejsca katastrofy inni zapewniają, że tuż przed startem na pokład wniesiono paczkę z drogim winem i tam ukryto bombę. Teorię o ładunku wybuchowym podłożonym w maszynie zdają się potwierdzać filmy ukazujące moment, w którym samolot spada na ziemię. Najpierw pojawia się dym, potem maszyna bezwładnie runęła w dół. Wszystko rozegrało się w ciągu sekund. Wśród komentarzy dotyczących zdarzenia w obwodzie twerskim dominuje teoria, zgodnie z którą szef Grupy Wagnera faktycznie nie żyje, a jego śmierć była zamachem i zemstą Kremla za czerwcowy bunt w Rosji. Nie ukrywający swojego niezadowolenia z nieudolnego zarządzania rosyjską armią Prigożyn poprowadził wówczas swoich ludzi na Moskwę, ale po negocjacjach z Władimirem Putinem i Alaksandrem Łukaszenką zatrzymał się. Kazano mu wyjechać na Białoruś, rzekomo za gwarancję nietykalności.