Anders Breivik chciał być uważany za potwora. Kreował się na ekstremistę pozbawionego uczuć. Na każdą rozprawę przychodził uśmiechnięty, schludnie ubrany. Pozdrawiał widzów zaciśniętą pięścią, symbilozującą: siłę, honor i wyzwanie rzucone marksistowskim tyranom w Europie, jak twierdzi sam Breivik.
Jednak w trakcie procesu powoli zaczęło docierać do wszystkich, że jest tylko człowiekiem. człowiekiem, który zabił 77 osób i spędzi najbliższe 21 lat w więzieniu. Taki wyrok usłyszał dzisiaj, 24 sierpnia 2012 - 21 lat więzienia z możliwością przedłużenia.
Prokurator Inga Bejer Engh bezlitośnie wytykała mu wady i potknięcia. Twierdziła, że po plajcie jednej ze swoich firm zamieszkał z matką, sugerowała mu, że miał operację nosa i zwracała uwagę na noszenie maski w "obawie przed brudem". Breivik nie dał się jednak sprowokować i twierdził, że jest ośmieszany w sądzie.
- Pamiętały go jako uzbrojonego dwumetrowego potwora - mówi obrońca zamachowca, Geir Lippestad. - Proces pokazał, że jest zwykłym człowiekiem.
Podczas procesu zeznawała kobieta, która w wyniku zamachu straciła rękę. Przyszła do sądu w koszulce, która okazywała miejsce po amputacji kończyny. Breivik wydawał się wstrząśnięty.
Anders Breivik otrzymał najwyższą możliwą karę w Norwegii - 21 lat więzienia z możliwością przedłużenia. Wyrok będzie odsiadywał w odosobnieniu, w więzieniu Ila, niedaleko Oslo.
Prokuratura i obrona mają dwa tygodnie na odwołanie się od wyroku. Anders Breivik zapowiadał wcześniej, że nie złoży apelacji, jeśli zostanie uznany za poczytalnego i skazany na więzienie. Zamachowiec obawiał się, że przymusowe umieszczenie go w szpitalu psychiatrycznym zdyskredytowałoby jego nacjonalistyczne i islamofobiczne poglądy.