Dr Christopher Woollard (+64 l.) był zamożnym, emerytowanym uniwersyteckim wykładowcą, który postanowił w wolnych chwilach nauczyć się latać samolotem. Nikomu z brytyjskiej szkoły latania w hrabstwie Kent nie przyszło do głowy, że może być w tym cokolwiek niepokojącego i nietypowego. Eks profesor informatyki wylatał 75 godzin, w tym cztery samodzielnie. Robił postępy i wydawał się zadowolony. Jednak w miniony weekend wszyscy pracownicy szkoły latania z instruktorem 64-latka włącznie przeżyli szok swojego życia. W pewnym momencie zobaczyli, że Woollard wsiada za stery maszyny i zaczyna startować nie uprzedzając o tym nikogo. Czyżby to było tylko roztargnienie naukowca? Szybko okazało się, że niestety nie. Otóż emerytowany wykładowca porwał maszynę i poinformował przez radio, że ponieważ niedawno zdiagnozowano u niego nieuleczalnego raka, zamierza popełnić samobójstwo roztrzaskując się z premedytacją o ziemię. Podał też kody dostępu do swojego konta bankowego, chcąc pokryć koszty wywołanej przez siebie katastrofy.
NIE PRZEGAP: Te miasta zaatakuje Rosja podczas inwazji? Podano listę. "To nie tylko Kijów"
NIE PRZEGAP: Wojna na Ukrainie. Amerykański wywiad: "Atak na Ukrainę ma objąć cały kraj i zakończyć się okupacją" [RELACJA NA ŻYWO]
Potem rozłączył się i od tamtej pory nie było z nim żadnego kontaktu. Powiadomiono wszystkie służby, ruszyły poszukiwania samolotu. Sytuacja byla bardzo niebezpieczna także dla ludzi na ziemi, chociaż Woollard obiecał, że wybierze jakieś odludne miejsce, aby zakończyć swoje życie. W końcu odnaleziono szczątki maszyny na polu na południe od Folkestone. Samolot znaleźli przypadkowi ludzie. Zdołali wyciągnąć 64-latka z maszyny. Jeszcze żył, ale wkrótce zmarł. Na jego biurku znaleziono testament i list pożegnalny.