Ewa Bornstein, szefowa Lehman Center for the Performing Arts, od lat organizuje wielkie muzyczne przedsięwzięcia. Do znajdującej się na Bronksie sali koncertowej, sprowadza rocznie aż 50 przedstawień, z różnych stron świata, w tym z Polski. To dzięki pani Ewie amerykańska Polonia mogła zobaczyć między innymi występ polskiego Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze oraz zespół Filharmonii Opolskiej. W przyszłym roku, dokładnie w marcu, zobaczymy Zespół Pieśni i Tańca Śląsk. I na tym nie koniec, ponieważ Polce bardzo zależy na tym, by promować naszą piękną kulturę. Nam zdradza jak znalazła się w metropolii i opowiada o zamiłowaniu do swojej pracy, teatru, Nowego Jorku i Krakowa.
„Super Express”: – Pochodzi pani z Krakowa, proszę powiedzieć jak to się stało, że znalazła się pani w Nowym Jorku?
Ewa Bornstein: – Do Nowego Jorku trafiłam z miłości. Zakochałam się w tym mieście i zawsze marzyłam, żeby tutaj mieszkać. Dlatego też wybrałam Amerykę i w końcu Nowy Jork. Jednak zanim trafiłam do metropolii mieszkałam między innymi w Chicago, w Norwalk w Connecticut, w Pensylwanii i w New Jersey. Od 2005 roku zadomowiłam się w Nowym Jorku gdzie jestem dyrektorem Lehman Center na Bronksie.
W Polsce studiowała pani aktorstwo. Jak to się stało, że zmieniła pani profesję?
– Moją pierwszą miłością był teatr. Studiowałam w Szkole Teatralnej w Krakowie. Właśnie tam poznałam i zaprzyjaźniłam się z Anią Dymną, byłyśmy razem na jednym roku. Nasza znajomość przetrwała wszystkie lata i nadal się przyjaźnimy. W spektaklach grałyśmy na zmianę, raz ona raz ja. Później nastały gorsze czasy. W Polsce działo się wiele dziwnych rzeczy. Ja dostałam „propozycję nie do odrzucenia”... Chcieli, żebym wstąpiła do partii albo koniec mojej kariery. Miałam wtedy 18 lat, nie wyobrażałam sobie życia w takim reżimie. Wiec wolałam wjechać z Polski.
A co pani rodzice powiedzieli na wyjazd. Przecież była pani jeszcze dzieckiem?
– Nie powiedziałam rodzicom, że wyjeżdżam na zawsze. Ale gdy zobaczyli, że w środku lata zabieram ze sobą kożuch, wiedzieli, że już do Polski nie wrócę.
Wyjechała pani całkowicie w ciemno?
– Tak się złożyło, że dostałam propozycję pracy w Paryżu. Zadzwonił do mnie reżyser i zaproponował mi rolę w filmie. We Francji mieszkałam przez rok. Potem wyjechałam do Londynu, gdzie pracowałam jako opiekunka do dzieci. Tam od zaprzyjaźnionej osoby usłyszałam, że z moim akcentem nigdy nie będę grać Szekspira. Dało mi to do myślenia. W Londynie występowałam w polskim teatrze pod pseudonimem Magda Marek. To były czasy, gdy w Londynie mieszkała prawdziwa śmietanka polskiej imigracji, m.in. prezydent na uchodźstwie, żona generała Andersa, Irena. Pracując w teatrze widziałam z jakim zaangażowaniem moja przyjaciółka pomaga znaleźć finanse na wystawianie sztuk. Wtedy właśnie zapragnęłam robić to samo.
I dlatego przeprowadziła się pani z Londynu do Kanady?
– Tak. Rozpoczęłam studia na York University w Toronto ponieważ tam oferowano kierunek, który mnie interesował, czyli zarządzanie instytucjami kultury.
A po studiach gdzie pani trafiła?
– Rozpoczęłam pracę jako dyrektor ds. kultury na Western Ontario University i od tamtej pory już nie wyobrażam sobie innej pracy. Już wtedy pracując w Kanadzie zaczęłam sprowadzać występy grup teatralnych z całego świata, w tym także z Polski. Zanim trafiłam do Nowego Jorku, byłam dyrektorem opery w Woodstock w Illinois, oraz w Norwalk w Connecticut, gdzie szefowałam orkiestrze symfonicznej. Byłam też szefową wówczas nowo powstałego Zoellner Arts Center w Bethlehem w Pensylwanii oraz stworzyłam od nowa centrum kulturalne Bergen PAC w Englewood w New Jersey. Od 2005 roku szefuję Lehman Center na Bronksie.
Mimo tego, że od 35 lat jest pani emigracji świetnie pani mówi po polsku. Czy ma pani dużo wspólnego z polskim środowiskiem?
– W języku polskim porozumiewam się ze swoimi polskimi przyjaciółmi. Przynajmniej raz w roku odwiedzam swój ukochany Kraków, gdzie również polski mi się przydaje. Mimo tego, że mówię po polsku to niewątpliwie myślę po amerykańsku. Czuję się Amerykanką. Mieszkam tu dłużej niż w Krakowie. To właśnie tu jest mój dom. Uwielbiam Nowy Jork. Nigdy stąd nie wyjadę . Najbardziej podoba mi się tu różnorodność, obecność wielu ras, wielu kultur. W Polsce tego nie ma.
Wróćmy teraz do pani pracy zawodowej. Szefuje pani Lehman Center for the Performing Arts na Bronksie. Sprowadza pani światowej sławy przedstawienia. Nie zapomina pani o polskich akcentach. Jak się pani to udaje?
– Nie powiem, że jest to łatwe zadanie. Jednak jak do tej pory udaje mi się znaleźć fundusze na zrealizowanie planów artystycznych. Pieniędzy szukam wszędzie gdzie się da, począwszy od źródeł federalnych, stanowych, miejskich i dzielnicowych. I udaje się, rocznie mamy do dyspozycji budżet w wysokości trzech milionów dolarów.
Do zapełnienia ma pani widownię, na której jest ponad 2 tysiące miejsc. Jaki ma pani sposób na zapełnienie całej widowni?
– Staramy się organizować atrakcyjne występy. One w głównej mierze gwarantują sukces. Niskie ceny biletów również przyciągają ludzi. W Lehman Center można kupić bilety na światowej klasy przedstawienia już za 30-45 dolarów.
Promuje polską kulturę na Bronksie
2012-05-20
8:00
Ewa Bornstein, szefowa Lehman Center for the Performing Arts, od lat organizuje wielkie muzyczne przedsięwzięcia. Do znajdującej się na Bronksie sali koncertowej, sprowadza rocznie aż 50 przedstawień, z różnych stron świata, w tym z Polski.