Wyrazili to głośno na proteście zorganizowanym na Queensie, na jednej ze stacji metra 7. Wśród ponad stu manifestujących pojawił się radny Jimmy Van Bramer, reprezentujący w City Hall okolice „queensowego” odcinka siódemki. Polityk obiecał z frustrowanym pasażerom, że zrobi co w jego mocy, by choć trochę ułatwić im życie.
A jest ono uciążliwe od kiedy MTA rozpoczęło wielkie projekty remontowe, które mają potrwać aż do 2017 roku. – Mój szef nie przyjmuje już tłumaczenia, że metro było spóźnione albo, że dopiero dziesiąty pociąg zatrzymał się na mojej stacji, bo dziewięć ją minęło. Zdarzyło mi się to wiele razy – mówiła jedna z protestujących. Inni dodawali, że notoryczne są również awarie albo po prostu komunikaty konduktora, który raptem oświadcza, że pociąg już dalej nie pojedzie albo, że – mimo że jest lokalny – pojedzie jako ekspres lub odwrotnie. Takie przypadki dzieją się nagminnie w dni powszednie, w godzinach porannego i wieczornego szczytu. W weekendy bywa jeszcze gorzej, bo metro czasami w ogóle nie kursuje na Manhattan.